Pa prostu / Па-просту

  • Płacz zwanoŭ

    23. Zabytaja tragedia kala Krynak (5)

    Syn rasstralanaj Wolhi Ciruk Uładak świedczyŭ, szto Jurczenia adnaho razu spytaŭ, jak im żywiecca biez maciary i skazaŭ: nie żałujcie matki, bo to komunistka. Mużczyna z mlina ŭ Nietupi na sudzie skazaŭ, szto na druhi dzień pośle egzekucji Jurczenia naławiŭ rybaŭ i zawioz ich dla…ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Po pudlaśki / По-пудляські

  • Kinoman

    14. Chto vpravo, chto vliêvo, chto v błudy

    Posłuchavšy v radivi 13 hrudnia 1981 promovu generała Jaruzelśkoho razy dva-try, my z Gienikom R. i Janom G. vyryšyli, što nam u Varšavi nema sensu zmahatisie ni za socijalizm, ni proti socijalizmu, i postanovili evakuovatisie na Biłostôčynu. Zreštoju, šče pered południom toho samoho dnia administracija domów studenta ohołosiła zarządzenie, što studenty povinny pokinuti akademiki i jiêchati dochaty. ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

RSS і Facebook

Gdybym był Katarzyną Bondą

Падчас сустрэчы Катажына Бонда падпісала больш як 200 сваіх кніг Фота арганізатараў
Падчас сустрэчы Катажына Бонда падпісала больш як 200 сваіх кніг
Фота арганізатараў

Gdybym był Katarzyną Bondą, kolejny po sławnym „Okularniku” kryminał, osadzony narracyjnie w Hajnówce i okolicach, zacząłbym na przykład tak:

– Dobrze, dobrze, no to gdzie dokładnie znalazł pan to ciało? – dopytywał się dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Hajnówce, dziewiętnastotysięcznej, szybko starzejącej się mieściny na skraju Puszczy Białowieskiej. – Zaraz wyślę radiowóz, ale do tego czasu proszę niczego nie dotykać i ograniczyć do minimum swój ruch wokół miejsca zdarzenia.

– Komendancie, mamy kolejnego trupa! – zameldował się następnie młodszemu inspektorowi Loni Wołczykowi. Wołczyk swoją karierę zaczynał jako zwykły „krawężnik” w Milicji Obywatelskiej. Gładko przeszedł weryfikację, bo w SB był tylko pół roku. Poszedł tam bez przekonania za sprawą swojego durnego szwagra, porucznika, który roztoczył przed nim kuszący obraz fascynującej przygody połączonej z niezłymi, jak na PRL, zarobkami.

Kiedy jednak zobaczył przed sobą 14-letniego gówniarza z wargą rozbitą za to, że ten napisał na elewacji swojego bloku PRECZ Z KOMUNĄ, to już wiedział, że to nie jego bajka, że woli łapać zwykłych bandziorów niż małoletnich kretynów, którym się wydawało, że potrafią obalić system za pomocą hasełek. 

Zapalił papierosa. – Gdzie ona jest?! – niecierpliwił się. – Ta kobieta zawsze się spóźnia! Komisarz Ancomiuk w tym czasie całowała przed szkołą swoją 10-letnią córkę. – Myszko, tylko nie kupuj sobie frytek w sklepiku. Lepiej zjedz zwykłą bułkę, dobrze? Mała skinęła głową i pobiegła w stronę wejścia do budynku. Ancomiuk wsiadła do samochodu. 

– Szef cię szuka – rzucił jej dyżurny na powitanie. „Jak zawsze” – pomyślała, szybko wbiegła na schody i nacisnęła klamkę gabinetu Wołczyka.

– Kolejny trup, Wierka. Sprawa jak te poprzednie raczej oczywista…

– Kto tym razem?

– Nikt. 45-letni facet z problemami psychicznymi… Stary kawaler… – Wołczyk z wyraźnym trudem odczytywał policyjną notatkę. – Czy, oni, kurwa, nigdy nie nauczą się pisać wyraźnie?!.. Poczekaj! To nasz były kolega… Antyterrorysta z milicji, „tygrys”… Czyli twardziel, który wpadł w depresję! – przy tym ostatnim zdaniu komendant ugryzł się w język.

Lubił Wierkę, dlatego jak ognia unikał w jej obecności najmniejszych aluzji dotyczących zdrowia psychicznego. Nie chciał jej niepotrzebnie ranić. Ancomiuk po porzuceniu przez męża próbowała się zabić. Wylądowała na kilka miesięcy w szpitalu. Na przepustkach piła piwo i gapiła się godzinami w telewizor. 

Wołczyk nigdy się do tego nie przyznał, ale od kolegów z komendy wiedziała, że poruszył niebo i ziemię, wypił morze wódki, dotarł nawet do ważniaków z Komendy Głównej i ministerstwa spraw wewnętrznych, żeby umożliwić jej powrót do pracy. Funkcjonariusza sekcji dochodzeniowo-śledczej, specjalisty od spraw beznadziejnych, jak żartowano nie bez zazdrości, bo dziewczyna miała wyniki. Wojewódzka komenda proponowała jej nawet przejście, ale Ancomiuk odmówiła. 

Uśmiechnęła się mimowolnie przypominając sobie to całe „alkoholowe” poświęcenie się dla niej starszego kolegi. 

– Coś cię bawi? – Wołczyk próbował narzucić sobie surowy ton.

„Ciul na kaczych łapach” – wyszeptała prawie bezgłośnie. – Nic, panie komendancie…

– To do roboty! Za dużo tego nieszczęścia w ostatnim czasie. Poza tym Szanowna Wojewódzka czyta gazety i pyta co tydzień pana inspektora Wołczyka: „Co to tam się u was, do kurwy nędzy, dzieje z tymi suisajdami!?”. Podstawa? Artykuł sto pięćdziesiąt jeden! 

 

***

Klasyczna, jak z podręcznika dla studentów medycyny bruzda wisielcza i brak śladów działania osób trzecich. Do tego historia jego życia na pierwszy rzut oka nie pozostawiały wątpliwości, że Romanek poczepiłsia, jak mówi się w takich przypadkach po swojomu w Hajnówce i okolicach. 

Matka Cerkiew też nie miała wątpliwości, bo biskup kategorycznie nie zgodził się na chrześcijański pogrzeb. Pochowano go jednak dyskretnie na cmentarzu obok brata, który wcześniej zapił się na śmierć. Była to samozwańcza decyzja nastojatiela, ale nie obarczona najmniejszym ryzykiem, gdyż władyka bardzo szybko zapomniał o usopszym Romanku, tak jak błyskawicznie zapominał o wszystkich, którzy w życiu doczesnym nic nie znaczyli. 

Wierka miała jednak swoje przeczucia. Były natrętne, powracające obsesyjnie w najmniej spodziewanych momentach. Przypuszczała, że w jakiejś mierze brały się z ogromnego współczucia, jakie miała dla Romanka i jemu podobnych. Były karą za empatię. Straszną karą. Darem. 

Musiała spotkać się z jego matką… 

…Przy tym rekonstrukcje powojennych zbrodni na Białorusinach w wykonaniu Buropodobnych, umieściłbym jeszcze bardziej dyskretnie, bo na dziesiątym planie. A skoncentrowałbym się na współczesności i jednym z wariantów syndromu sztokholmskiego, który tak zatruł umysły młodych prawosławnych z dziada pradziada, że nie wstyd im będzie stanąć w jednym szeregu z apologetami zbrodniarzy, chwalić ich za dobre serce, relatywizować ich kryminalną przeszłość. Bo ci pomagają np. w organizowaniu wypoczynku dzieciom powodzian. 

O imponderabilia ponownie bym wołał jak tetryk, próbując przekrzyczeć media społecznościowe. Basiu, ty wiesz o czym piszę? Opowiadałaś mi o dziadku-wozaku i ojcu, który już nie żył, kiedy ulicami Hajnówki ciągnął tłum rozwrzeszczanych nacjonalistów. Bo gdyby żył, serce by mu pękło patrząc na tę dzicz… 

Arkadiusz Panasiuk

Fot. ze zbiorów własnych

Пакінуць адказ

Ваш адрас электроннай пошты не будзе апублікаваны.

Календарыюм

Гадоў таму

  • У студзені

    985 – 1040 г. паход кіеўскага князя Яраслава Мудрага на Літву. Першае ўпамінаньне Літвы ў славянскіх летапісах. 960 – 1065 г. першая летапісная зьвестка пра горад Браслаў, заснаваны полацкім князем Брачыславам Ізяславічам. 905 – 1120-я гады, стварэньне „Аповесьці мінулых гадоў” …ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Календарыюм / Kalendarium

Сёньня

  • (177) – 9.01.1848 г. у Наднёмане каля Узды нар. Якаў Ядкевіч-Ёдка, прыродазнавец, мэдык.
  • (135) – у 1890 г. нар. у в. Меляшкі каля Гарадка на Беласточчыне Іван Дарашкевіч (літаратурны псэўданім Янук Дарашкевіч, Д. Янук, Д-іч Янук), паэт, асьветны дзеяч. Выпускнік царкоўна-настаўніцкага вучылішча ў Ялоўцы. Працаваў настаўнікам у Сямёнаўцы, Кулях ды іншых вясковых школах Беласточчыны ды Гарадзеншчыны. Супрацоўнічаў з „Нашай Нівай”. Загінуў на фронце 24.02.1943 г.

Новы нумар / Novy numer

Папярэднія нумары

Усе правы абаронены; 2025 Czasopis