W „Przeglądzie Prawosławnym” ze stycznia 2020 r. ukazał się artykuł Eugeniusza Czykwina „Czyj bohater” o Konstantym Kalinowskim, przywódcy Powstania Styczniowego 1863-1864 roku na Litwie – w byłym Wielkim Księstwie Litewskim (w tym na obszarze Białostocczyzny). Tytuł nawiązuje do hasła polskich narodowców „Bury nasz bohater”.
Takie porównanie jest nieuzasadnione, jest próbą manipulacji świadomością ludzi nieznających historii, próbą przepychania ideologii tzw. „russkogo mira”. Nazwa „russkij mir” też jest nieuzasadniona, bo Ruś to Białoruś (Ruś Biała), Ruś Kijowska, Ruś Czerwona, Ruś Zakarpacka, Ruś Halicka… Księstwo Moskiewskie było tylko „mirem” kremlowsko-mongolskim, z azjatycką mentalnością władców, która pozostała do czasów współczesnych, po dwustu latach mongoło-tatarskiej okupacji.
Wielkie Księstwo Litewskie prowadziło 17 wojen z agresywnym państwem rosyjskim, w tym z księstwem moskiewskim.
Odpowiedź na zapytanie „Czyj bohater” jest prosta. Konstanty Kalinowski to nasz – Białorusinów – bohater: grekokatolików, katolików, prawosławnych, protestantów… Wszystkich bez względu na wyznanie (wymienione w kolejności alfabetycznej). Poza tym wyznanie jest drugorzędne w porównaniu z narodowością – istnieją procedury zmiany wyznania. Może być zmieniane dowolną ilość razy. Narodowości zmienić się nie da – genów nie da się oszukać. Należy pamiętać, że na obszarze obecnego państwa polskiego przed 1839 rokiem prawie sto procent rusińskiej (białoruskej, ukraińskiej) ludności było grekokatolikami. Mój znajomy z Milejczyc w powiecie siemiatyckim mówił, że jego babcia opowiadała, iż jeszcze przed I wojną światową przy wychodzeniu z cerkwi krestnaho chodu ludzie z przyzwyczajenia z czasów unickich skręcali w prawo, a duchowny zaganiał ich w lewo przy pomocy krzyża. Tak na marginesie, to z uwagi choćby na obecną pandemię koronowirusa i podobne zagrożenia, może warto od braci grekokatolików w prawosławnych cerkwiach przyjąć podawanie priczastija – komunii w sposób bardziej higieniczny. Bo nie ma co uciekać do demagogii typu „w komunii wirusa nie ma”.
Jeśli chodzi o rzekomą nienawiść Kalinowskiego do prawosławia, o której pisze Czykwin, to należy pamiętać, że w 1839 roku, czyli tylko 24 lata przed Powstaniem Styczniowym, odbył się „przyłączeniowy sobór” biskupa Siemaszki. A nikt nie lubi być bezwolnie „przyłączany” do czegokolwiek. W dodatku zastraszony kozackimi nahajkami, sztykami i kulami karabinowymi (wystarczy wpisać w Google, np. „męczennicy pratulińscy” – wprawdzie to już rok 1874, ale metody cerkiewno-carskiej administracji były podobne i przed 1863 r.). Uczestniczyła w tym moskiewska Cerkiew, zarządzana przez cara poprzez ober prokuratora już od czasów Piotra Wielkiego. Zresztą w obecnej Rosji pewnie nadal jest kontrolowana przez kogoś w rodzaju oficera KGB.
O zwierzchnictwie władzy świeckiej nad moskiewską cerkwią świadczy też sprawa uzyskania autokefalii dla Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego (PAKP), nadanej w 1947 r. przez Cerkiew moskiewską, z polecenia ludobójcy Stalina z pominięciem procedur kanonicznych. Po I wojnie światowej Cerkiew w II RP w oczywisty sposób nie mogła uzyskać autokefalii od ogarniętej pożogą rewolucji bolszewickiej Moskwy, bo i władze odrodzonej Polski tego sobie nie życzyły. Na szczęście w 1924 roku taką autokefalię przyznał patriarcha Konstantynopola. Miał takie prawo, ponieważ prawosławne diecezje na obszarach wchodzących w skład odrodzonego państwa polskiego były historycznie diecezjami metropolii kijowskiej, utworzonej przez Patriarchat Konstantynopola. Zwierzchnictwo moskiewskie nad tymi diecezjami zostało narzucone po pierwszym rozbiorze w 1772 r. ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego, Ukrainy i Królestwa Polskiego.
Natomiast tak radykalna zmiana w cerkwiach na obszarze zaboru rosyjskiego, jaka zaszła po 1839 r., bez należytego uświadomienia wiernych, narzucona odgórnie, musiała wzbudzić ich opory. Jak delikatna to materia, uwidoczniło się też to niedawno na Ukrainie. Oto duchowieństwo podlegające patriarchatowi moskiewskiemu odmawia pogrzebów Ukraińcom, którzy giną na Donbasie i w Ługańsku. Wiem o tym bezpośrednio od ludzi z okolic Lwowa. Poza tym, dlaczego finanse zbierane w tych cerkwiach miałyby być przekazywane do Moskwy?
Do nadania autokefalii Cerkwi w Ukrainie jedynie właściwy jest patriarchat Konstantynopola, bo powołał on metropolię kijowską jeszcze we wczesnym średniowieczu. Obecne machinacje rosyjskiej Cerkwi nie mogą mieć jakiegokolwiek znaczenia. Jej interpretacji w tej sprawie sobór biskupów PAKP trzyma się ze znanych powodów. Ale nagradza też urzędników gloryfikujących polskich narodowców i negujących prawo do modlitwy za prawosławnych, ludobójczo zamordowanych w Sahryniu, Wierzchowinach… W 2019 r. w sprawie kontrowersyjnej nagrody do soboru biskupów PAKP zostało skierowane pismo z podpisami kilkuset wiernych. Był on opublikowany na portalu Cerkiew.pl.
Polska Cerkiew, nie hamując polonizacji prawosławnej młodzieży białoruskiej i ukraińskiej, podcina gałąź, na której siedzi. Nie ma co tutaj zasłaniać się tym, że misją Cerkwi nie jest podtrzymywanie historycznej świadomości narodowej. Samo prawosławie bez oparcia w tradycji i kulturze narodowej przodków nie wystarcza, aby powstrzymywać młodzież przed przechodzeniem na katolicyzm. A jest to zjawisko dość powszechne obecnie.
Ale wracając do powstania styczniowego 1863-1864 r. Należy przypomnieć, że Wielkie Księstwo Litewskie było państwem białoruskim, z urzędowym językiem starobiałoruskim, o czym świadczą chociażby Statuty Wialikaha Kniastwa Litoŭskaha z 1529, 1566 i 1588 r. O tym w polskich podręcznikach historii nawet się nie wspomina. Tak jak i na lekcjach religii prawosławnej.
Kastuś Kalinowski swoją niechęcią do moskiewskiego prawosławia sprzeciwiał się bezwzględnemu podporządkowaniu caratu cerkwi i wszystkich sfer życia na obszarze byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Tej zależności posłusznie pilnowali też prawosławni duchowni. To oni na koniec w decydujący sposób przyczynili się do masowego „bieżeństwa” prawosławnej ludności w 1915 roku, które przyniosło śmierć setek tysięcy Białorusinów. Kler katolicki nie tylko nie nawoływał do „bieżeństwa”, ale zachęcał do pozostania w swoich domach. Tak przynajmniej było w moich rodzinnych stronach na Białostocczyźnie.
Nie ma również dowodów na to, że powstańcy styczniowi programowo zabijali prawosławnych duchownych. Duchowny z Suraża, śmierć którego przywołuje Czykwin w swym artykule, mógł być agentem służby bezpieczeństwa caratu, donoszącym na powstańców. W moich stronach duchowny prawosławny u Jałoŭcy (w Jałówce) nie był represjonowany przez powstańców 1863-1864 r.
Teza, że Kalinowski był Polakiem też nie ma uzasadnienia. Wówczas nie używałby tak ochoczo i nawet lirycznie, poetycko, języka białoruskiego, gdyż nie znałby go. A z jego tekstów wynika, że znał go bardzo dobrze. Mógł go wynieść tylko z rodzinnego domu nad Świsłoczą. A może zafascynowały go białoruski naród i białoruska kultura, o czym pisał Paweł Jasienica w „Rzeczpospolitej Obojga Narodów”.
Kastuś Kalinowski urodził się we wsi Mostowlany, obecnie w gminie Gródek, w parafii katolickiej Jałoka (Jałówka), obecnie w sąsiedniej gminie Michałowo, w której i ja przyszedłem na świat. Zostałem ochrzczony w parafii prawosławnej Juszkaŭ Hrud (Juszkowy Gród), która wyodrębniła się z parafii Jałoŭka przed I wojną światową. Moja babcia Magdalena była ochrzczona w kościele katolickim w Jałówce. Tam, gdzie był ochrzczony Kastuś Kalinowski. Jest to obszar, gdzie językiem białoruskim, z dziekanniem, posługują się i prawosławni, i katolicy. Tak samo mówił Kastuś Kaliŭnoski. A jego drugie imię Wincenty w naszych stronach brzmi „Wincko”. Wcale nie mniej białorusko jak Kastuś, co błędnie sugeruje w swym artykule Czykwin. Tak miał właśnie na imię mąż siostry mojego dziadka, mieszkający we wsi Boŭtryki. W moich stronach jest inaczej niż np. w okolicach Orli, skąd pochodzi Czykwin, gdzie katolik to Polak.
Cmentarz w Jałoŭcy jest wspólny – katolicki i prawosławny, przedzielony symbolicznie polną drogą. Zachowały się tam tradycje tolerancji z okresu Wielkiego Księstwa Litewskiego. Na tym cmentarzu tak wśród grobów katolickich jak i prawosławnych są liczne nagrobki z nazwiskiem Kalinowski (Kalŭinoski).
Tak więc Kastuś Kalinoŭski jest bohaterem Białorusinów. Polaków też, bo walczył z okupantem moskiewskim „za wolność naszą i waszą”.
Hieorhi Ziuzia z Rudni
Warszawa, maj 2020