Pa prostu / Па-просту

  • Płacz zwanoŭ

    23. Zabytaja tragedia kala Krynak (4)

    Syne, kab adkapać ich, paprasili Bronisia Czarnamysaho z susiednich Klabanaŭcaŭ. Toj uziaŭ z saboju jaszcze dvoch mużczyn i noczu pajechali na miesca tragedii. Kali paczali raskopvać jamu, z siaredziny trysnuła kroŭ. Pamału vyciahnuli dva trupy Sidaroviczaŭ i pa cichu pryviaźli ich da Kundziczaŭ. Myła ich…ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Po pudlaśki / По-пудляські

  • Kinoman

    13. Stan nevyznačanosti

    Orła wrona nie pokona! [Antykomunistyčne hasło v vojennum stani v Pôlščy.] Statut Białoruskiego Zrzeszenia Studentów (BAS) pisavsie mnoju miêseci dva. Odnočasno my začali vyšukuvati „našych” studentuv u akademikach raznych vyžšych škôł u Varšavi i psychologično pudhotovlati jich do toho, što budemo rejestrovati biłoruśku studenćku organizaciju… ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

RSS і Facebook

Uwikłanie

30 lat w sidłach bezpieki (cz. 15)

Katastrofę życiową, jaką wespół z towarzyszami z Domu Partii przy Próchnika Sokratowi Janowiczowi na początku lat siedemdziesiątych zgotowała „spółdzielnia z Sienkiewicza”, dosadnie opisują słowa żony Tatiany, wypowiedziane tajnemu współpracownikowi ps. „Dąb”. Stosownie do zalecenia oficera prowadzącego agent zapukał do mieszkania w bloku przy Skłodowskiej. Pod nieobecność męża żona zaprosiła go na herbatkę. Był ich znajomym, więc postanowiła się przed nim wyżalić. Powiedziała, że „byli oni prześladowani podobnie jak komuniści za czasów hitlerowskich, jak to widać na filmach NRD, tylko że nie bili i nie stosowali okrucieństw, ale metody niszczenia psychologicznego były takie same”.

Rozmowa ta miała miejsce 29 kwietnia 1971 r. W kolejnych latach szykany władz wprawdzie zelżały, ale nie ustąpiły. Świadczy o tym pismo Janowicza z 7 października 1979 r., wystosowane do ówczesnego wicewojewody białostockiego Zenona Świtaja (odpowiedzialnego za kulturę). Napisał w nim:

W związku z tym, iż władze białostockie bardzo wyraźnie ostatnio dały mi odczuć – jak już wiem teraz, zawsze istniejący – trudny do zniesienia brak poparcia z ich strony dla mnie jako pisarza i społecznika, niniejszym rezygnuję w sposób nieodwołalny z jakichkolwiek kontaktów z nimi (również honorowych lub prestiżowych) w przedmiocie obu materii, jednocześnie prosząc o uszanowanie tej mojej decyzji, nie nękanie mnie i środowiska t.zw. rozmowami wyjaśniającymi, czy innymi na tę okoliczność.

Mam nadzieję, że to moje oświadczenie nie posłuży władzom za wygodny pretekst do kolejnej nagonki wymierzonej przeciwko mnie, ponownego pogrążenia mnie i mojej rodziny w nędzę materialną, mściwego zablokowania zarysowujących się możliwości poprawy warunków mieszkaniowych etc.

Tak ostra deklaracja niewątpliwie była aktem wielkiej odwagi, gdyż postawić się wówczas władzom wciąż było ryzykowne. Janowicz mógł już sobie na to pozwolić dzięki legitymacji pisarskiej i rosnącej pozycji jako coraz bardziej ceniony w kraju literat. „Moje książki sprawiły, że od razu dołączyłem do grona białostockich znakomitości” – wspominał po latach. Dzięki temu mógł się bronić, by nie być „zadeptany jako „wróg ludu”.

W 1978 r. ukazał się kolejny po „Wielkim mieście Białystok” zbiór jego białoruskiej prozy poetyckiej w przekładzie na język polski. Były to „Zapomnieliska”, wydane przez wrocławskie Ossolineum.

To przede wszystkim dzięki Sokratowi Janowiczowi wówczas w Białymstoku zaczął się kształtować zalążek młodej literatury, której wcześniej tu niemal nie było. Przyznał to białostocki krytyk literacki Waldemar Smaszcz w rozmowie, która ukazała się w tomie „Sokrat Janowicz. Pisarz transgraniczny” (Trans Humana, Wydawnictwo Uniwersyteckie w Białymstoku, 2014 r.).

Autor „Samosieja” szybko wyrósł na lidera tego środowiska. Niemal wszyscy pisarze, którzy je tworzyli, wyrastali tak jako on z dziennikarstwa, pracowali w „Gazecie Białostockiej” lub miesięczniku „Kontrasty”. Nie było ich wielu, raptem jakiś tuzin osób. Prym wiedli Wiesław Kazanecki, Ryszard Kraśko i główny sprawca niedoli Janowicza, Aleksander Omiljanowicz, który w dekadzie lat siedemdziesiątych wydał blisko dziesięć książek, opisujących – w duchu ideologii PRL –wydarzenia drugiej wojny światowej i powojenne polskie podziemie zbrojne na Białostocczyźnie.

Waldemar Smaszcz, który także należał do tego kręgu, we wspomnianej rozmowie opowiada, iż Sokrat Janowicz był niezwykle zdeterminowany w staraniach o powołanie w Białymstoku oddziału Związku Literatów Polskich. Smaszcz przyznaje, że lokalne władze nie były tym zainteresowane:

W ogóle nie chciały literatów, podobnie jak nie chciały w 1945 roku Uniwersytetu Wileńskiego. Trzy czy cztery dni stał na bocznicy pociąg z Uniwersytetem Wileńskim, nim wyruszył w końcu do Torunia. Literatów zaś nie chciano, ponieważ obawiano się kłopotów, na przykład podpisywania jakichś list, protestów itp.

Białystok był jedynym miastem wojewódzkim w Polsce bez oddziału ZLP. W 1976 r. Janowicz kilkakrotnie jeździł do centrali w Warszawie, ale jego starania nie przyniosły skutku. Potrzebna bowiem była akceptacja wojewody czy sekretarza partii. Tymczasem władze w Białymstoku nie życzyły sobie tego tym bardziej, że cały czas były na pieńku z głównym inicjatorem.

Ale doprowadził on do powstania w Białymstoku Klubu Literackiego przy Oddziale Związku Literatów Polskich w Olsztynie i został jego prezesem. Dysponując niewielkim budżetem starał się integrować miejscowych autorów, umożliwiając im publikowanie swoich utworów. Dzięki życzliwości prezesa regionalnej centrali w Olsztynie, Leonarda Turkowskiego, klub w Białymstoku miał nawet środki na wydawanie nieregularnika „Kropelki” dla debiutantów. Z inicjatywy Janowicza zaczął ukazywać się też „Rewers”, na łamach którego drukowane były utwory autorów białoruskich (z Polski i Białorusi) po polsku, zaś polskich w tłumaczeniu na białoruski. Obie pozycje, jak wówczas każdy tytuł wydawniczy, musiały przejść przez cenzurę. W książce „Nasze tysiąc lat” Janowicz opowiada o perypetiach z jednym z cenzorów, pochodzącym z Hajnówki, którego zatrudniono do sprawdzania tekstów po białorusku:

Wzywa on mnie czegoś, usadza w krześle przy biurku i kładzie mi przed nosem… pistolet. Na początek dyskusji. Czort wie, jaki byłby jej przebieg, gdyby ktoś akurat nie zapukał do drzwi jego pokoju urzędowania. Facet migiem schował broń… Krążyły potem słuchy, że wkrótce został zdjęty za podwędzenie etatowej broni jakiemuś kolesiowi z pionu bezpieczeństwa, po pijaku na melinie.

Waldemar Smaszcz w tamtej rozmowie wspomina z kolei o konieczności odbywania przez prezesa klubu „posłuchań” u władz różnego szczebla:

Sokrat kilka razy w roku musiał być albo u dyrektora wydziału kultury, albo u wicewojewody, albo u sekretarza partii.

Należy pamiętać, że wtedy wszystko zależało od władz, nawet przydział papieru. Janowicz musiał nieraz to po prostu „wychodzić”. Ale jako pisarz i w dodatku lider środowiska literackiego w Białymstoku wreszcie był w swoim żywiole. Z radości zorganizował nawet swój jubileusz. Z okazji 30-lecia debiutu literackiego zaprosił do swego domu w Krynkach kolegów po piórze, m.in. Jana Czykwina, Waldemara Smaszcza i Jana Leończuka. Było to 8 lipca 1978 r. Zachowała się fotografia pokazująca szczere zadowolenie usatysfakcjonowanego jubilata. Na zdjęciu nic po nim nie widać, że przeszedł zgotowaną przez SB katorgę życiową.
Choć w tym okresie Janowicz obracał się przede wszystkim w polskich kręgach literackich, to utrzymywał też kontakty z własnym środowiskiem białoruskim. Publikował artykuły w „Niwie” i „Kalendarzach Białoruskich”, był częstym bywalcem różnorakich spotkań i imprez w siedzibie BTSK przy ulicy Warszawskiej 11, uczestniczył w seminariach grupy „Bieławieża” oraz jeździł na spotkania autorskie z twórczością w języku białoruskim. Waldemar Smaszcz w cytowanej rozmowie przytacza anegdotę, jaką usłyszał od Czykwina:

Sokrat kiedyś zaprosił go do Krynek, aby podczas jakiejś zabawy ludowej wspólnie wystąpić z białoruskimi wierszami. Organizator w pewnym momencie przerwał zabawę i ogłosił, że teraz „naszyja chłopcy wierszy paczytajuć”. I tu – Czykwin opowiadał, co się stało, kiedy weszli na scenę – rozbawiony tłum zawył. Większość była podchmielona, kilku ruszyło w stronę poetów. Czykwin dodał, że uratowało ich to, iż scena znajdowała się na wysokości otwartego okna. „Sokrat pierwszy dał susa, ja za nim”. „Wiesz, jak daleko nas gonili…” – zakończył swoją opowieść.

W końcu w klubie, któremu prezesował, dano do zrozumienia, że szefować mu nie powinien Białorusin, bo przecież jest to związek… polskich literatów. Do tego obowiązywała uchwała III Plenum KC PZPR jeszcze z 20 lutego 1976 r. „O pogłębianiu patriotycznej jedności narodu, o umacnianiu państwa i rozwoju demokracji socjalistycznej”, która formułowała PRL jako państwo polskie jednorodne etnicznie. W takiej atmosferze Sokrat Janowicz prezesowanie literackiego klubu w Białymstoku przekazał Wiesławowi Kazaneckiemu, urodzonemu w Białymstoku, ale pochodzącemu z rodziny krakowskiej. Zbiegło się to w czasie z przemianami w Polsce po sierpniu 1980 r. w okresie I Solidarności.

W „Nie żal prażytaha” Janowicz podkreślił znaczną rolę, jaką odegrał w jego życiu Jurka Hienijusz (Jerzy Geniusz), syn białoruskiej poetki i dysydentki z Zelwy, który w Polsce wykształcił się na lekarza i dojeżdżając z Białegostoku pracował w ośrodku zdrowia w Gródku. „Znajomość z nim była interesująca, cechował go intelektualny charakter rozmowy – napisał – niespotykany u innych „białowieżców” o chłopskich korzeniach, pochodzący z inteligenckiej rodziny wyróżniał się oczytaniem i kulturą osobistą”.

W 1976 r. BTSK wydało w nakładzie 115 egz. „Zbornik scenicznych tvora” – zbiór utworów scenicznych dla ludowych zespołów teatralnych z Białostocczyzny. Trzy z nich napisał Janowicz, dwa zaś Jurka Hienijusz. Były one wystawiane przez dość licznie wtedy działające w gwarnych jeszcze wsiach białoruskich na Podlasiu teatralne hurtki. W książce „Nasze tysiąc lat” Janowicz przyznaje, iż w związku z tym spotykały go „dość groźnie zapowiadające się perypetie”:

Np. zespół z Pawłów wystawił był moją dramę „Nie paszancawała” (Nie powiodło się), rzecz o złodziejach mienia publicznego. Jeżdżąc z tym spektaklem trafili oni w końcu na przegląd zespołów w budynku BTSK na Warszawskiej, gdzie czujni towarzysze partyjni wnet połapali się, że złodziejstwo w socjalistycznym kraju jest zjawiskiem przecież zanikającym i pod żadnym pozorem nie może być cała sztuka poświęcona jakimś chapaczom!..

Innym razem wymyśliłem przebiegle nazwisko tytułowemu bohaterowi, mianowicie: sierżant Dula. Chytrostka prosta: cenzor nie znał na tyle języka białoruskiego, by wiedzieć, że owa „dula”, brzmiąca wszak po mazowiecku, znaczy po prostu figę (z makiem). I tak się stało, utwór zatwierdzono do druku, aliści cenzor czuł jakiś podskórny niepokój z powodu tej niezrozumiałej formy językowej, przezornie zadzwonił do szefostwa „Niwy”, prosząc o konsultację, no i wszystko się wydało. Z wielgachnym hałasem. Zafundowano mi ognisty opieprz!

Jerzy Geniusz jeszcze w latach sześćdziesiątych pozostawał w operacyjnym zainteresowaniu SB „z racji reprezentowanych nacjonalistycznych poglądów, utrzymywania kontaktów z działaczami nacjonalistycznych ośrodków na Zachodzie”. W 1979 r. przebywał przez miesiąc w Belgii. 26 kwietnia 1980 r. w Wydziale III KW MO w Białymstoku założono mu kwestionariusz ewidencyjny krypt. „Kurier” w związku z planowanym wyjazdem figuranta do Wielkiej Brytanii. Zachodziło bowiem podejrzenie, że cudzoziemcy do których się wybierał – dyrektor Białoruskiej Biblioteki im. Franciszka Skaryny w Londynie ks. Aleksander Nadson i ks. James Dingley z Katedry Kultury Białoruskiej w Reading pod Londynem (poznał ich w Belgii, gdzie wówczas czasowo przebywali) – „zamierzają Jerzego Geniusza wykorzystać do prowadzenia wrogiej działalności w miejscowym środowisku mniejszości narodowej białoruskiej bądź do przerzutu określonych wrogich materiałów do ZSRR, gdzie zamieszkuje jego matka”.

Obaj ci cudzoziemcy – duchowni uniccy – od 20 kwietnia do 5 maja 1980 r. przebywali z wizytą w Polsce. 21 kwietnia po południu udali się pociągiem z Warszawy do Białegostoku. Nazajutrz spotkali się z biskupem diecezji drohiczyńskiej, a następnie z przewodniczącym BTSK Mikołajem Samocikiem oraz – w klubie „Promenada” – z literatami białoruskimi, m.in. Sokratem Janowiczem, Janem Czykwinem, Włodzimierzem Pawluczukiem i Jerzym Geniuszem, który gości z Anglii oprowadzał.

W Warszawie podczas wsiadania do zatłoczonego pociągu na Dworcu Centralnym Nadsonowi skradziono portfel, w którym miał 400 dolarów amerykańskich, 92 funty brytyjskie, około 3 tys. zł oraz kartę bankową. Tę kradzież zgłosił on na kolejowym komisariacie milicji w Białymstoku.

W mieszkaniu Geniusza założono podsłuch telefoniczny („zważywszy na fakt,, że figurant posiada rozległe kontakty w kraju i za granicą”) i przeglądano jego korespondencję. Paszportu na wyjazd do Londynu początkowo mu nie wydano. Odmowną decyzję anulowano w wyniku odwołania. Geniusz poleciał do Londynu 7 sierpnia 1980 r. i przebywał tam trzy tygodnie. Po powrocie służby szczegółowo wypytały go z kim się spotykał i o czym rozmawiał. Funkcjonariuszom wszystkiego jednak nie wyjawił, w tym swoich zabiegów o to, by białoruski ośrodek w Londynie zaprosił do siebie także Sokrata Janowicza. Tak też się stało. Dzięki rekomendacji Geniusza jeszcze tamtej jesieni poleciał on do Londynu. Po wydarzeniach sierpniowych nastała w Polsce odwilż polityczna i SB nie blokowała już mu wydania paszportu.

Cdn
Jerzy Chmielewski

Пакінуць адказ

Ваш адрас электроннай пошты не будзе апублікаваны.

Календарыюм

Гадоў таму

  • У лістападзе

    505 – 1519 г. Заканчэньне пабудовы Барысаглебскай царквы ў Навагарадку, помніка архітэктуры готыкі. 445 – 1579 г. Пераўтварэньне Віленскай Езуіцкай Акадэміі ў Віленскі Унівэрсытэт – першы унівэрсытэт ва ўсходняй Эўропе. 405 – 1619 г. Надрукаваньне „Грамматики словенския правильная синтагма” Мялеція Сматрыцкага. 325 …ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Календарыюм / Kalendarium

Сёньня

  • (456) – У 1568 г. пачала дзейнасьць заблудаўская друкарня ў маёнтку Рыгора Хадкевіча, у якой друкаваліся кірылічныя кнігі, між іншым „Евангельле вучыцельнае” (1569) і „Псалтыр з Часасловам” (1570).
  • (208) – 4.11.1816 г. у мястэчку Кублічы каля Лепеля нар. Арцём Вярыга-Дарэўскі (пам. у ссылцы ў Сібіры ў 1884 г.), паэт, драматург, публіцыст. Быў сябрам У. Сыракомлі, В. Дуніна-Марцінкевіча. Пісаў на беларускай і польскай мовах. Запачаткаваў беларускія пераклады творчасьці А. Міцкевіча, між іншым пераклаў „Конрада Валенрода”.
  • (137) – 4.11.1887 г. у Капылі, Слуцкага павету нар. Зьміцер Жылуновіч (літаратурны псэўданім Цішка Гартны, замучаны савецкай бясьпекай 11.04.1937 г.), пісьменьнік, выдатны беларускі дзяржаўны дзеяч. Пісаць пачаў у 1908 г. у „Нашай Ніве”.
  • (109) – у лістападзе 1915 г. у выніку стараньняў беларускіх нацыянальных дзеячаў (падчас нямецкай акупацыі) пачалі адкрывацца на Віленшчыне першыя беларускія школы.
  • (95) – 4.11.1929 г. у в. Таргуны каля Докшыц нар. Сяргей Карніловіч, выпускнік Гімназіі імя Янкі Купалы ў Віндышбэргэрдорфе (Нямеччына). З 1949 г. жыў у эміграцыі ў Кліўленд (ЗША). Адзін з самых актыўных арганізатараў беларускага грамадзка-рэлігійнага жыцьця ў гэтым горадзе, між іншым

Новы нумар / Novy numer

Папярэднія нумары

Усе правы абаронены; 2024 Czasopis