Kampania przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi wygląda podobnie jak cztery lata temu. Ma przede wszystkim wymiar wizualny – walki na plakaty, słownie prowadzona jest w oparciu przede wszystkim o zdawkowe spoty, hasła i komentarze w mediach społecznościowych, głównie na Fejsbuku. Spotkania z wyborcami sprowadzają się do wystąpień liderów na wiecach wyborczych lub podczas przeróżnych eventów. Praktycznie nie ma debat ze starciami kandydatów różnych ugrupowań, nie licząc stałych programów telewizyjnych z udziałem polityków dyskutujących na aktualne tematy.
Preferencje wyborców w dużym stopniu kształtują sondaże, mimo że nie zawsze są miarodajne. Ich mechanizm sprowadza sie do tego, że silny staje się jeszcze silniejszy. Wyborcy bowiem preferują faworytów. Gdyby, jak w niektórych krajach, sondaże były zakazane na miesiąc lub nawet dwa tygodnie przed wyborami, ich wynik z pewnością bardziej odzwierciadlałby poparcie wyborców dla poszczególnych partii, gdyż psychologia tłumu tak mocno by już nie zadziałała. Wyborcy wówczas większą też uwagę kierowaliby na programy i obietnice polityków.
O mandat posła w tegorocznych wyborach ubiega się blisko dziesięciu kandydatów z naszej białorusko-prawosławnej mniejszości i wielu z nich wprost odwołuje się przede wszystkim do tego elektoratu. Startują z różnych ugrupowań, nieraz po kilku z tej samej listy. W historii nie mieliśmy jeszcze takiej sytuacji, by tych kandydatów było aż tak wielu.
Po raz pierwszy nazwisko z naszego środowisko znalazło się na liście partii rządzącej. To Lucja Nimierowicz, była dyrektor białostockiego przedszkola z oddziałami białoruskimi, związana z Bractwem Prawosławnym św.św. Cyryla i Metodego. Z listy PiS startuje jako kandydatka niezależna.
Twórca portali Cerkiew.pl i Orthphoto.net Aleksander Wasyluk o mandat posła ubiega się z listy Trzeciej Drogi – Szymona Holowni i PSL. Znalazł się na niej też Mikołaj Janowski, radny wojewódzki z Hajnówki. Natomiast aż trzech prawosławnych kandydatów w Podlaskiem wystawiła Koalicja Obywatelska. To obecny wieloletni poseł Eugeniusz Czykwin, burmistrz Bielska Podlaskiego Jarosław Borowski i wiceprezydent Białegostoku Adam Musiuk.
Na podlaskiej liście Nowej Lewicy znaleźli się Seweryn Prokopiuk z partii Razem i kojarzona z SLD była wójt gminy Bielsk Podlaski Eugenia Ostaszewicz.
Weterenowi ław poselskich Eugeniuszowi Czykwinowi nie w smak tak duża ilość prawosławnych kandydatów, szczególnie na jego liście. Mówi o tym otwarcie, ubolewając że „mniejszość jest podzielona” i wieszcząc, że z tego powodu w Sejmie może nie znaleźć się żaden reprezentant prawosławny. Dotychczas o podziały w środowisku obwiniał – na wyrost – organizacje białoruskie, mimo że od dawna w wybory się nie angażują. Ale jak widać monopol stracił w kręgach cerkiewnych, zniecierpliwionych, że mając swoje lata nie toruje drogi swemu następcy.
Czykwin rzeczywiście ma się czego obawiać. W 2019 roku po czteroletniej przerwie powrócił na Wiejską zdobywając mandat z listy Koalicji Obywatelskiej, gdzie był jedynym prawosławnym kandydatem. Uzyskał wtedy nieco ponad czternaście tysięcy głosów. Blisko czterdzieści procent (5297) Czykwin zdobył w Białymstoku, resztę w powiatach hajnowskim (2625), bielskim (2386), białostockim (1779), siemiatyckim (1437) i sokólskim (446). Na pozostałym obszarze województwa, tam gdzie nie ma większych skupisk ludności prawosławnej, łącznie uzyskał poparcie tylko 113 osób. W Łomży i Suwałkach zdobył raptem po kilkanaście głosów. Oznacza to, że zagłosował na niego pewnie w 90 proc. elektorat prawosławny. Teraz część tych głosów z pewnością zabiorą mu inni kandydaci. Tym samym będzie mu trudniej uzyskać trzeci wynik na liście, który wtedy dawał mandat. Być może liczy na większe poparcie w wyborach dla KO w skali kraju i województwa, co dałoby ugrupowaniu dodatkowy mandat w Podlaskiem.
Postawa „naszych” kandydatów, którzy zabiegają głównie o głosy białorusko-prawosławne, może dziwić. Tym bardziej, że kampanię prowadzą niejednoznacznie i nieco w rozmytych barwach. Ich elektorat z przyczyn demograficznych i wskutek procesów polonizacyjno-asymilacyjnych stale się kurczy. Niezrozumiałe więc, dlaczego ci kandydaci nie budują dla siebie poparcia także wśród polskiej większości. Co stoi na przeszkodzie?
Póki co jedynym prawosławnym kandydatem, którego kampania adresowana jest nie tylko do mniejszości, to Jarosław Borowski. Akcentuje on, iż w Sejmie chce reprezentować nie tylko społeczność białorusko-prawosławną, ale zamierza zajmować się problemami wszystkich mieszkańców województwa.
Start Borowskiego w wyborach do Sejmu w Bielsku postrzegany jest jako jego test przed wiosennymi wyborami samorządowymi. Podobno chce sprawdzić, czy ma szansę na reelekcję jako burmistrz.
Jarosław Andrejczuk