Był jedną z charakterystycznych postaci Białowieży. Przez wiele lat pełnił funkcję psałomszczyka (dyrygenta chóru) w białowieskiej cerkwi św. Mikołaja Cudotwórcy. Starszy, szczupły, wysoki pan ze starannie pielęgnowaną bródką, niemal do ostatnich swych dni pojawiał się w pejzażu białowieskich ulic. Odszedł w czerwcu równo dwadzieścia lat temu. W listopadzie tego roku będziemy natomiast obchodzić setną rocznicę jego urodzin. Aż się prosi o przypomnienie tej postaci.
Piotr Dworakowski przyszedł na świat 29 listopada 1923 roku w Baciutach, w rodzinie Mateusza i Anastazji Guszcz. Jako dziecko pracował już na ojcowskiej gospodarce i jednocześnie uczył się w szkole powszechnej. W latach młodzieńczych został wciągnięty przez swych przyrodnich braci – Michała, Mikołaja i Arkadiusza do działalności w narodowowyzwoleńczych organizacjach białoruskich. Piotr otrzymywał drobne zadania do wykonania.
W 1942 roku Niemcy zabrali Piotra na przymusowe roboty do Prus Wschodnich. Nie dowieźli, uciekł im z transportu w okolicach Osowca. Uszedł z życiem, choć w ślad za nim ostro strzelano. W Knyszynie poprosił jednego z gospodarzy o chleb i wodę. Ten szybko powiadomił okupantów. Po dwudziestu minutach za uciekinierem ruszyła niemiecka obława z psem. Piotrowi ponownie udało się ujść cało. Do domu dostał się przez Choroszcz, ale tu niestety czekali już na niego Niemcy. Zbili Piotra, po czym przewieźli do Białegostoku i dołączyli do grupy podobnych uciekinierów. Dworakowski był codziennie pędzany do pracy na lotnisku w Krywlanach.
Działający w partyzantce brat Arkadiusz zlecił Piotrowi, aby ten informował go o składzie grup niemieckich oraz własowców, które także pracowały na lotnisku. Od Piotra zaczęły napływać pierwsze informacje, jednak w tym czasie Arkadiusz został zadenuncjowany. Niemcy rozstrzelali go w 1943 roku w jego własnym domu. Razem z Arkadiuszem zginął felczer z oddziału partyzanckiego.
Przed nadejściem frontu Piotrem zaczęło się interesować gestapo. Był przesłuchiwany i bity. Nie pozostawało mu nic innego, jak tylko ucieczka do lasu. Zrobił to na początku lipca 1944 roku; w lesie doczekał się wyzwolenia. Nowe władze skierowały go do pracy przy budowie kolei pod Baranowiczami.
W październiku 1944 roku wraz z siedmioma innymi mieszkańcami Baciut został wcielony do Armii Czerwonej (1109 pułk 330 dywizji). Wojenny szlak rozpoczął spod Biebrzy, niedaleko miejsca swojej ucieczki z niemieckiego transportu. Pierwszy bój przeszedł w lutym 1945 roku na Wale Pomorskim. Po przystąpieniu Niemców do kontrataku otrzymał zadanie zniszczenia zaciekle bronionego czołgu. Wykonujący przed nim ten sam rozkaz 17-letni żołnierz Matwiejew spod Kowna zginął. Dworakowski w momencie zbliżania się do czołgu instynktownie zdjął z siebie szynel, sam zaś poturlał się w bok. Czołgista nie zorientował się w podstępie i najechał na szynel. Pierwszy rzucony granat nie uszkodził czołgu, za to jego odłamki trafiły Piotra. Na szczęście drugi granat spełnił swoje zadanie. Mocno raniony Piotr trafił do szpitala wojennego w Toruniu. Przeleżał w nim trzy miesiące. Wyszedł 8 maja 1945 roku, na dzień przed ogłoszeniem przez Rosjan zwycięstwa nad Niemcami. Za swój bohaterski czyn otrzymał medal „Za odwagę”. Wręczył go sam dowódca dywizji – generał Gusiew. W kwietniu 1946 roku Piotr otrzymał z rąk generała Łazarewicza następny medal – „Za zwycięstwo nad Niemcami”. Po wyjściu ze szpitala był dowódcą warty w Szczecinie. Do domu wrócił pod koniec lipca 1946 roku i tu znów trafił pod ostrzał – tym razem grasujących w okolicy band.
W 1946 roku zaczął kierować chórem cerkiewnym i temu zajęciu poświęcił już całe swoje dorosłe życie. Przez siedem lat pracował w parafii prawosławnej w Topilcu, piętnaście w Pasynkach, siedem w Boćkach, a 6 grudnia 1977 roku związał się z białowieską cerkwią. W niej też zakończył swą pracę – na emeryturę odszedł w grudniu 1991 roku. Jako psalmista przepracował łącznie 42 lata. Starsi białowieżanie do dziś pamiętają jego piękny głos, którym ich oczarował po przybyciu do Białowieży.
W 1987 roku Piotr Dworakowski otrzymał medal „Zwycięstwa i Wolności 1945”, w dwa lata później order „Wojny Ojczyźnianej” II stopnia oraz medal „40 lat zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 1941-1945”, a w 1995 roku – „Medal Żukowa”. Odznakę „Weterana Walk o Niepodległość” wręczono mu w 1986 roku. W 2001 roku Dworakowski został awansowany do stopnia podporucznika Wojska Polskiego.
Mimo nienajlepszego zdrowia Piotr znajdował czas na działalność w ZBoWiD oraz organizacjach społecznych. Po przejściu w stan spoczynku z pasją oddał się pisaniu ikon. Jak sam mówił, chciał się czymś pożytecznym zająć. Na początku stosował technikę wypalania w drewnie. Potem syn kupił mu farby i namówił do stosowania techniki malarskiej. Duchowe wsparcie były psałomszczyk otrzymał od ks. Leoncjusza Tofiluka, twórcy bielskiej szkoły ikonopisarstwa. Jako materiału używał desek lipowych i twardej tektury. Łącznie napisał około 70 ikon. Połowę z nich rozdał ludziom, w tym prawosławnemu duchowieństwu. Około dziesięciu jego prac trafiło za granicę. W połowie września 1994 roku urządził wystawę swych ikon w prywatnej galerii w Białowieży. Cieszyła się ona dużym zainteresowaniem zwiedzających.
Pan Dworakowski z pasją oddawał się studiowaniu Biblii. Był świetnym interpretatorem niektórych jej wątków. Za poradami w tych sprawach czasami zwracali się do niego nawet duchowni.
Lubił dużo czytać. Był człowiekiem ciekawym świata. Niejednokrotnie zastawałem go w sklepie pana Waśko na Sportowej, kiedy kupował prasę. Pilnie śledził bieżące wydarzenia w kraju i za granicą. Interesował się także zielarstwem i radiestezją. Włączył się czynnie w badania białowieskich miejsc mocy. Wzmianki o nim znajdziemy w niektórych artykułach i książkach białostockiego geomanty Leszka Mateli. Sam poświęciłem mu kilka artykułów w prasie białostockiej.
Piotr Dworakowski zmarł 9 czerwca 2003 roku w wieku 79 lat. Spoczął na białowieskim cmentarzu.
Piotr Bajko