Wojna w Ukrainie. Okrutna, nieludzka, łamiąca nie tylko międzynarodowe konwencje, ale też prawa samej wojny. Temat wojny króluje w mediach, radiu, telewizji. Trudno myśleć i pisać o czymkolwiek innym. W obliczu wieści, które codziennie docierają do nas z frontu – ludobójstwa w Buczy, gwałtów kobiet, masowych grobów, użycia niedozwolonej broni – wszystkie inne tematy wydają się mało ważne, usunięte na drugi plan.
Otwieram „Socjobiologię” Edwarda O. Wilsona. Fascynujące dzieło naukowe, w którym autor podejmuje się analizy zachowań społecznych gatunków żyjących na ziemi przez pryzmat praw ewolucji i genetyki zachowań socjalnych. Jest też o rozdział o człowieku. Dlaczego mielibyśmy traktować człowieka jako gatunek wyjątkowy, niepodlegający ogólnym prawom biologii? Jesteśmy ssakami, produktem milionów lat ewolucji, która działa tak samo w przypadku robaków, mrówek i małp naczelnych. Najwięcej podobieństw łączy nas oczywiście małpami człekokształtnymi. Podobnie jak one, ludzie tworzą społeczności oparte na silnej hierarchii opartej w dużej mierze na agresji, w których zaznacza się dominacja samców nad samicami, silnie zaznaczony terytorializm i niestały charakter grup które często ulegają rozpadowi i ponownym fuzjom w różnych konstelacjach.
Podrozdzialik „Wojny”. Ktoś policzył, że w ciągu zapisanej historii ludzie poświęcali średnio 47% czasu na prowadzenie wojen. A więc rok pokoju przypadał na rok wojny. Większość podbojów miała charakter ludobójczy, a najważniejszym celem było upowszechnienie swoich genów, choć oficjalnie powody wypowiedzenia wojny były różne. A może oni naprawdę uważali, że najważniejsze w wojnie jest pozyskanie nowego terytorium, dostępu do lepszego pokarmu, zdobycie lepszej pozycji? A w wojennej pożodze instynkty wypełzały na powierzchnię niczym potwory z puszki Pandory zawładając ludzkim ciałem-duszą i uruchamiając genetyczny program szaleńczego instynktu niszczenia genów obcych i jak najszerszej replikacji genów własnych.
Od starożytności standardem wojennym było zabijanie mężczyzn i chłopców a pozostawianie kobiet. Gwałty zawsze towarzyszyły wojnie, jakby były z nią organicznie związane. W ukraińskiej Borodziance gwałcono także dzieci, zarówno dziewczynki, jak i chłopców. Takich zachowań nie odnotowano wcześniej w żadnych kronikach.
Jędrzej Morawiecki, autor książki „Szuga. Krajobraz po imperium”, w której opowiada na temat przemian duchowości w postsowieckim imperium, przywołuje słowa jednej ze swych bohaterek, która przeżyła wojnę w Donbasie w 2014 r. Mówiła o tym, że gdy obok wybucha mina czy trwa ostrzał moździerzowy, zamieniasz się w worek mięsa i kości, ścięgien i nerwów, zmieniasz się w przerażone zwierzę i w kłębek instynktów. Jeżeli wyobrażasz sobie, że możesz wtedy zrobić jakiś rachunek sumienia, spotkać się z Bogiem, to mylisz się, dlatego że tam już wtedy nic nie ma. I to nie będzie czas kiedy pomyślisz nawet o swoich dzieciach. Dla osób głęboko wierzących, niezależenie czy był to protestancki pastor, ksiądz czy zwykły wierny, takie obezwładniające doświadczenie zderzenia z własną biologiczną naturą przeobrażało ich światopogląd tak głęboko, że nie potrafili oni powrócić do starych schematów myślenia. Nawet jeśli nie utracili wiary, odtąd rzeczywistość nie była już dla nich taka sama.
Skoro natura wyposażyła nas w takie a nie inne cechy, to czyż jesteśmy winni popełnianych czynów? Czy nie powinniśmy tego po prostu zaakceptować że silny ma prawo skrzywdzić słabszego? A może kobiety z góry predysponowane są do tego, aby być gwałcone, a dzieci słabe lub chore – zrzucane ze skały, jak w starożytnej Sparcie? Na gruncie tak pojmowanego darwinizmu społecznego wyrosło w przeszłości wiele nurtów ideologicznych i zjawisk takich jak niewolnictwo, faszyzm, eugenika, rasizm czy imperializm.
Na polskim rynku niedawno ukazała się książka „Wielkie złudzenia” amerykańskiego politologa Johna Mearsheimera. Uważa on, że w świecie, w którym rządzą wielkie i silne imperia, najrozsądniejsze co mogą zrobić państwa mniejsze i słabsze to pokornie zająć miejsce w szeregu i akceptować swoją rolę jako „strefy wpływów”. Gdyby jednak nie chciały z jakiegoś powodu zgodzić się z planem rozpisanym dla nich przez hegemona – będą winne jego agresji, o którą niejako sami się proszą. „Tisze jediesz, dalsze budiesz”, jak mawiają Rosjanie. Rosyjskie przysłowie przytaczam nie bez powodu, bo słowa Mearsheimera są uderzająco podobne do tych, jakie wypowiedział Putin w swoim wojennym przemówieniu. W tej narracji to przecież Ukraina jest winna rosyjskiej agresji. Idąc dalej – to kobiety, które ubierają się nieodpowiednio są winne seksualnej przemocy(takie słowa słyszeliśmy od sprawców gwałtów podczas sylwestrowej nocy w 2015 r. w Kolonii). A czy to nie dzieci winne były popełnianym na nich czynom pedofilskim bo „prowokowały”? To również słyszeliśmy.
Tego typu doktryny nie są ani nowe, ani specjalnie odkrywcze, lecz ubrane w odpowiednio atrakcyjnie spreparowane słowa przez amerykańskiego myśliciela budzą niepokój tym bardziej, że jawią się jako głos z pozoru racjonalny i zdobywają popularność z nie tylko wśród zwolenników „ruskiego miru”, lecz znacznej części społeczeństw tzw. świata liberalnego. Mearsheimer ochrzcił swoje teorie mianem „realizmu ofensywnego”. Dużo się ostatnio mówi o tzw. realpolitic. Realizm, kierowanie się interesem mają być tą racjonalną alternatywą, której przeciwstawia się politykę wartości. Wartości są dla naiwnych. Realpolitik promuje prawo siły, czyli de facto mniej lub bardziej zakamuflowany autorytaryzm i cynizm. Obraz ten kreślony jest kreską grubą i dość toporną, ignoruje niuanse, nieoczywiste konteksty i przede wszystkim siłę ludzkich instynktów z których jednym z najsilniejszych jest pragnienie wolności. Skupiając się na jednym tylko aspekcie ludzkiej natury lekceważy całą resztę, co – pomimo powoływania się na realizm – w istocie okazuje się od niego odległe.
Pozostając w kręgu argumentów biologii ewolucyjnej, już Piotr Kropotkin, rosyjski przyrodnik i intelektualista, w swoim dziele „Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju społeczeństw ”zwrócił uwagę na znaczenie współpracy i altruizmu jako potężnej siły ewolucyjnej, zapewniającej pomyślny rozwój gatunku w sposób bardziej skuteczny niż bezwzględna walka o byt. Gdyby bowiem przyjąć ciasne prawa dominacji jako jedynego skutecznego sposobu bytowania, ewolucja i rozwój musiałyby się zatrzymać, a gatunki zostałyby zabetonowane w swoich niszach bez możliwości zmiany swego położenia, co zaprzeczało by procesowi ewolucji jako dynamicznemu procesowi nieustannej zmiany, rozpadu starych struktur i tworzenia nowych konstelacji.
Gdyby nie zmiana i poszukiwanie nowych, doskonalszych form życia homo sapiens wciąż pozostałby roślinożerną małpą, zjadaną przez silniejszych od siebie drapieżców. Inteligencja, a wraz z nią altruizm, empatia i rozwój zdolności współdziałania oraz wzajemnej pomocy były najważniejszymi strategiami ewolucyjnymi, które zadecydowały o oszałamiającym sukcesie człowieka, który dzięki nim zdetronizował wszystkich drapieżników, sam zająwszy ich miejsce. Że nie na zawsze – to bardziej niż pewne.
Ewa Zwierzyńska