Gdy w 2012 roku w środku zimy, brodząc po kolana w śniegu, szłam na mały cmentarzyk ewangelicki w uroczysku Czoło w Puszczy Białowieskiej, nie sądziłam że będzie to miało jakiekolwiek reperkusje oprócz krótkiego wpisu na moim podróżniczym blogu, który wówczas prowadziłam. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam nawiązującą do mojego wpisu polemikę historyczną w „Bielskim Almanachu Historycznym 2019” wydawanym przez Fundację Ochrony Dziedzictwa Ziemi Bielskiej pod redakcją Zbigniewa Romaniuka.
Za dobrą wiarę Ojczyźnie
Na cmentarzu zastałam wówczas kilka żeliwnych, starych krzyży z napisami w języku niemieckim, oraz jeden grób Polaka, katolika, Jana Mackiewicza. Grób ten zdecydowanie się wyróżniał, był ogrodzony drewnianym płotkiem i wciąż ktoś stawiał tu znicze i kwiaty. Jan Mackiewicz był sołtysem wsi Masiewo. Na kamiennej steli był wyryty napis: Śp. Jan Mackiewicz zamordowany przez Sowietów 1920 r. 8 VIII za dobrą wiarę Ojczyźnie. Pam. Marta Kulesza”. Słowa „zamordowany” i „przez Sowietów” zostały przez niewiadomą osobę skute po II wojnie światowej, tak by stały się nieczytelne. Zainteresowała mnie ta mogiła i postanowiłam poznać jej historię.
Z informacji uzyskanych od najstarszych mieszkańców wsi Masiewo wynikało iż Jan Mackiewicz podczas wycofywania się wojsk carskich w 1915 roku doniósł Niemcom o ukrywających się w lesie osobach narodowości rosyjskiej. Osoby te zostały odnalezione i zabite. Podczas wojny polsko-sowieckiej w 1920 r. ktoś doniósł przebywającym we wsi Sowietom, iż kilka lat wcześniej Jan Mackiewicz przyczynił się do śmierci Rosjan. W ramach zemsty kozacy ścięli mu głowę szablą. W nocy Mackiewicz został pośpiesznie pochowany przez córkę Martę Kuleszę na ewangelickim cmentarzu, bez obecności księdza.
Notatka sporządzona przeze mnie została upubliczniona w Internecie na nieistniejącym już moim blogu oraz w Encyklopedii Puszczy Białowieskiej, na prośbę jej redaktora. Niezależnie ode mnie podobne informacje zebrał Jerzy Szymaniuk i umieścił je na turystycznym portalu www.siemianowka.pl. Również on w podobnym tonie opisywał te wydarzenia, powołując się na wspomnienia mieszkańców wsi Masiewo. W 2019 roku polemikę na temat okoliczności śmierci Mackiewicza podjęli Zbigniew Rostkowski – ksiądz katolicki oraz Dariusz Łuczak – funkcjonariusz UOP i ABW we wspomnianym „Bielskim Almanachu Historycznym 2019” w artykule ”Jan Mackiewicz (1866-
-1920) – sołtys Masiewa Starego”. Podważają w niej informacje o zadenuncjowaniu Rosjan przez Mackiewicza. Miał on być zamordowany jedynie dlatego, że sumiennie wykonywał obowiązki sołtysa jako Polak. Jeszcze w tym samym roku IPN zarządził ekshumację szczątków Mackiewicza, a w następnym urządzono powtórny pogrzeb na cmentarzu katolickim w Narewce. Uroczystości miały charakter państwowy.
W kontekście tych wydarzeń zrozumiała stała się dla mnie polemika, którą podjęli obrońcy czci masiewskiego sołtysa. Przedstawiono wersję wydarzeń podtrzymywaną przez rodzinę zmarłego, że fakt wydania ukrywających się w lesie ludzi nie miał miejsca. Twardych dowodów niestety brak. Pozostały słowa. Słowo miejscowej ludności przeciw słowu rodziny. Koronnym argumentem wg ks. Rostkowskiego i p. Łuczaka jest napis na nagrobku iż zginął za dobrą wiarę Ojczyźnie, wykonany przez jego córkę Martę Kuleszę. Ich zdaniem z treści napisu wynika niezbicie, iż Jan Mackiewicz został bestialsko zamordowany jako polski patriota.
W miarę czytania polemiki w Bielskim Almanachu Historycznym byłam coraz bardziej zdumiona nie tyle argumentacją wysuwana przez autorów, co ich determinacją w dążeniu do rozwiania najmniejszych wątpliwości towarzyszących tej sprawie. Oto dwóch mężczyzn z solidnym dorobkiem życiowym, choć bez wykształcenia historycznego, z gorliwością godną lepszej sprawy, tropi i rozkłada na czynniki pierwsze notatki z Internetu, zamieszczone tam przez bliżej nieznaną blogerkę i miłośnika ziemi Siemianowskiej! Niepodziewanie poczułam się dowartościowana. Krótka notatka, skreślona przeze mnie przed laty przy okazji jednej z wędrówek po Podlasiu, którą pies z kulawą noga się nie interesował (z wyjątkiem pewnie garstki regionalistów) okazała się na tyle ważna, że poświecono jej 23 strony w historycznym wydawnictwie! Doprawdy, zastanawiająca jest ta zawziętość, ta żelazna determinacja, by wszelkie wątpliwości wyjaśnić, wyrugować, wyeliminować. Postać sołtysa ma być kryształowa, bez najdrobniejszej skazy, chociażby tej domniemanej. Oto Jan Mackiewicz, sołtys Masiewa Starego, przestaje być zwykłym człowiekiem. Staje się bohaterem narodowym. Pomnik bohatera ma być jak monolit. Nikt, kto składa mu hołd, nie może mieć wątpliwości, że był człowiekiem jedynie prawym i uczciwym. Tacy są polscy patrioci. Absolutnie nieskalani.
Po co nam mity
Skądinąd wiadomo, że ludzie idealni nie istnieją. Spod wizerunku naszych autorytetów i mistrzów raz po raz uleje się coś autentycznego, jakaś przejmująca do głębi ludzka słabość, a spod wyretuszowanego oblicza idola wyziera od czasu do czasu zwykły człowiek. Zaplątany w dziejowe zawieruchy, skomplikowane międzyludzkie relacje i nieoczywiste wybory, którym zdarza się, że nie jest w stanie podołać. Powraca pytanie, na ile my jako jednostki jesteśmy dziećmi swojej epoki, ukształtowanymi przez różnorodne procesy społeczne i polityczne, sploty historycznych uwarunkowań, słabości charakteru, nagłe emocjonalne impulsy i przypadkowe zbiegi okoliczności. Niechlubne fakty są przez nasz tuszowane i spychane do podświadomości, do studni niepamięci. Dotyczy to zarówno jednostek, jak i całych narodów. Rzeczywistość, składająca się z wielu odcieni, zostaje zredukowana do czerni i bieli. Nie ma nic pomiędzy. Indywidualne cechy osobowe zacierają się, szczegóły są eliminowane. Tak wykuwa się twarz bohatera, świętego.
Skrót, uproszczenie, pomaga nam ogarnąć to co zbyt trudne, niepojęte, nie mieszczące się w ramach oswojonych pojęć. Tak powstaje hagiografia, opowieść mitologiczna. Staje się ona drogowskazem w zbyt skomplikowanym świecie, usuwa niepewność, łagodzi niepokój. Kamienny pomnik jest niewzruszony, daje poczucie oparcia dla stóp. Wokół niego owijać się mogą całe społeczności, budując własną tożsamość. Mitologia – czy to religijna czy narodowa – porządkuje i opowiada nam świat. Spaja grupy, jednoczy je wokół wspólnych wartości. Spaja też naszą jednostkową osobowość. Nie lubimy wątpliwości i dezorientacji. Utożsamiając się z naszymi bohaterami, stajemy się w naszych wyobrażeniach tacy jak oni. Gdy nasi bohaterowie są szlachetni, silni i odważni, my również tacy się czujemy. W ten sposób budowany jest fundament naszego dobrego samopoczucia – pozytywny obraz samego siebie.
Gdy nagle przez zmitologizowaną fasadę przedostają się drobiny, zaburzające wyidealizowany ogląd rzeczywistości, uderza to w samo jądro naszego jestestwa. To rozszczelnienie, ten dysonans poznawczy, wzbudza niepokój, kruszy podwaliny poczucia własnej wartości. Jeśli bowiem nie ma w nas wyrozumiałości dla wad innych osób, oznacza to, że nie ma w nas wyrozumiałości dla własnych ułomności. Brak akceptacji dla błędów innych oznacza brak akceptacji wobec własnych potknięć, wytrąca nas ze spokoju. Jesteśmy zmuszeni zająć stanowisko wobec faktów niewygodnych. Osobowości dojrzałe dokonują wówczas niezbędnej korekty, urealniającej obraz świata. Inne, z jakichś powodów do tego niezdolne, wybierają zaprzeczenie i wyparcie. Gdy ktoś podważa nasze świętości, to tak jakby dokonywał zamachu na nas. To budzi agresję. Pieśni chwały zaczynają przeplatać się z głośną krytyką i deprecjacją tych, którzy do idealnego obrazu świata nie pasują lub nie mogą sprostać jego wygórowanym ideałom. Dla takich istnieje jeden wyrok – bezwzględne potępienie. W tym właśnie miejscu rodzi się wykluczenie i przemoc.
Patriotes oznacza rodaka
W miarę czytania artykułu Zbigniewa Rostkowskiego i Dariusza Łuczaka ogarniało mnie uczucie coraz bardziej dojmującego bólu. Nie dlatego nawet, że w czymś się ze mną nie zgadzali. Oczywiście nie jest przyjemnie, gdy ktoś się z tobą nie zgadza, lecz nie o wydarzenia sprzed stu lat tu chodzi. Całą prawdę o tym, co się wydarzyło, zabrali świadkowie owych dni do grobu. Być może wyjdą na jaw jakieś nowe fakty, ktoś odnajdzie jakieś dokumenty w archiwach. Bardzo bym sobie tego życzyła, niezależnie od tego, którą wersję wydarzeń potwierdzą. Prawda jest zawsze najciekawsza. Więc nie o osobiste animozje mi chodzi. Raczej o to, że artykuł ten w swym ogólnym wydźwięku jest głęboko przemocowy właśnie. Cel jego napisania już we wstępie staje się jasny, cytuję: „Z okazji setnej rocznicy wojny polsko-bolszewickiej (1919-2021) warto sięgnąć pamięcią do dziejów naszych ojców, którzy przekazali nam dar wiary, tradycji i wolności. Taką postawę można bez wątpienia określić jako postawę patrioty – w języku greckim patriotes oznacza rodaka, ziomka, człowieka kochającego swoją ojczyznę i naród, człowieka gotowego do poświęceń dla ich dobra. Nawiązują do nich łacińskie terminy pater i patria oznaczające ojca, ojczyznę lub ojcowiznę”.
Przywołując historię Jana Mackiewicza, autorzy chcą przede wszystkim umacniać patriotyzm polskiego narodu i temu celowi podporządkowana jest narracja artykułu. Narracja jednostronna, podkreślająca polskość Masiewa i innych miejscowości Puszczy Białowieskiej, poczynając od wspomnienia polskiego króla Władysława IV, który wyodrębnił „ostęp Masiewo”, aż po Augusta Poniatowskiego, który Puszczę Białowieską zasiedlał „zwłaszcza Mazurami z Mazowsza”. Optyka taka wybrana była świadomie, gdyż celem autorów nie było umiejscowienie rodziny Mackiewiczów w całym szerokim kontekście historycznym, lecz jedynie w takim jego zakresie, który mord Mackiewicza wytłumaczyć mógłby niechęcią ludności prawosławnej do polskiego sołtysa. Historia wielokulturowego rejonu, w którym Rusini stanowili znaczący element, została zredukowana do wątków polskich i przez polska optykę opisywanych. Małorusini owszem, pojawiają się, jako sprowadzeni z ruskich ziem – a jakże – Królestwa Polskiego. Prawosławni wspominani są dwukrotnie – raz przy okazji bieżeństwa, gdy „w głąb imperium rosyjskiego wyjechało wiele osób wyznania prawosławnego”, drugi raz w aspekcie wojny polsko-bolszewickiej gdy „ludność prawosławna w większości opowiedziała się po stronie bolszewików”. Białorusini pojawiają się jedynie w kontekście negatywnym – jako niechętni wobec odradzającego się państwa polskiego, albo jako bandyci, kłusownicy i mordercy. Przytaczane są rozległe cytaty z lokalnej prasy o przebiegu napadów bandyckich przez osoby „odziane w rosyjskie szynele”, napadające na polskie urzędy i okoliczną ludność.
Autorzy informują, że w latach 20.XX wieku w Masiewie mieszkało aż 17 rodzin katolickich. O liczbie rodzin prawosławnych informacji brak. Często pojawiają się w opowieści grekokatolicy, których nie brakowało w rodzinie Mackiewiczów. Grekokatolicy to w końcu – katolicy. Wspominane jest tu i ówdzie zróżnicowanie narodowe i religijne, lecz bez głębszego wyjaśnienia. Z kontekstu domyślać się możemy, że autorzy mają na myśli ludność prawosławną, gdyż wywód ich zmierza ku głównej konkluzji że „na tragiczną śmierć sołtysa Jana Mackiewicza mogły wpłynąć zróżnicowanie narodowościowe i wyznaniowe ludności puszczańskiej oraz niechętny stosunek części lokalnej społeczności do państwa polskiego i jego struktur”. Oto nienawiść ubrana w białe rękawiczki. Wykluczająca i szczująca pod płaszczykiem podniosłych uczuć patriotycznych, powołująca się na historyczne źródła lecz dobierająca je w taki sposób, aby podsycać antagonizmy, dzielić i oskarżać.
Sobór Męczenników Podlaskich
My też mamy swoich świętych. W całkiem dosłownym znaczeniu. W 2020 r. odbyły się uroczystości kanonizacyjne osób zamordowanych na Podlasiu przez oddział Romualda Rajsa „Burego”. Byli to mieszkańcy wsi Zaleszany, Wólka Wygonowska, Zanie, Szpaki i Puchały Stare, w sumie – 79 osób, które zginęły w czasie pacyfikacji wsi w styczniu i lutym 1946 r. Uroczystości odbyły się we wsi Zaleszany, w monasterze żeńskim św. Katarzyny. W ich trakcie poświęcono nowo powstałą ikonę, przedstawiającą zamordowanych przedstawicieli wymienionych wsi. Nad nimi góruje Matka Boża. Po lewej stronie widzimy płonącą stodołę, do której sprawcy zagonili mieszkańców wsi, po prawej – budynek cerkwi. Na górze ikony widnieje napis: Sobór męczenników ziemi podlaskiej.
Męczennicy trzymają w rękach krzyże. Są wśród nich kobiety i dzieci. Ubrani są w szaty, przywodzące na myśl sposób ubierania się w średniowiecznym Bizancjum. Szczególnie kobiety, otulone w długie, powłóczyste szaty i chusty, przypominają wyglądem Matkę Bożą. Żałuję, że autor ikony nie przedstawił ich tak, jak wyglądali naprawdę – ubranych w proste wiejskie ubrania. Może wówczas staliby się nam bliżsi? Nie tak ma jednak być. Ikona nie przedstawia wszak świata realnego, lecz ten przebóstwiony. Ofiary nie są już zwykłymi ludźmi, są świętymi, oddzielonymi już od świata. Stoją przed obliczem Boga otuleni w szaty godne ich nowego statusu. Ziemskie skażenie, bieda i nieszczęście ich już nie dotyczą. Są doskonali, bez grzechu.
Niewiele wiemy o ofiarach Burego jako ludziach. Nie znamy bliżej ich życiowych historii. Pamiętając naszych dziadków i pradziadków możemy sobie jeszcze mniej więcej wyobrazić, jak żyli, wyglądali i jak się zachowywali, jaką wyznawali hierarchię wartości, jak kochali, kłócili się, śmiali i płakali. Z każdym następnym pokoleniem będzie to coraz trudniejsze. Wczytuję się w ustalenia końcowe śledztwa IPN w tej sprawie. Zeznania naocznych świadków są suche, rzeczowe: we wsi Zaleszany Teodor Sacharczuk podczas zabierania przez zbrojnych owsa dla zwierząt został zastrzelony ponieważ „uparł się, aby go nie dać”. W Wólce Wygonowskiej Jan Zinkiewicz i Stefan Babulewicz dobiegli do swoich gospodarstwa, gdzie paliły się stodoły. Babulewicz prosił ojca, aby pomógł wynieść sieczkarnię. Udało im się do, ale gdy biegli spod stodoły, bandyci ich zastrzelili. We wsi Szpaki żołnierze zastrzelili Marię Pietruczuk, gdyż nie pozwoliła im się zgwałcić. Widziała to inna dziewczyna, która następnie została zgwałcona, gdyż zaniechała obrony.
Św. Maria Pietruczuk będzie miała przepiękną mogiłę w Maleszach, zaprojektowaną przez prof. Jerzego Uścinowicza. Trwa zbiórka pieniędzy. Jaką dziewczyną była Maria? Wiemy że miała wówczas 18 lat. Czy była wówczas zakochana? O czym marzyła? Jak lubiła spędzać wolny czas? W obliczu kanonizacji przestaje być to istotne. Zamordowani mieszkańcy nie zostali kanonizowani z powodu osobistych zasług czy przymiotów charakteru. Znaleźli się w złym czasie i złym miejscu. Kanonizowano ich za to, że stali się ofiarami. (Dokończenie nastąpi)
Ewa Zwierzyńska