Kryzys na polsko-białoruskiej granicy, związany z nielegalną migracją, zepchnął na dalszy plan kwestie „normalnego” podróżowania do Białorusi. Obrazki migrantów niszczących zasieki, setki żołnierzy na granicy, stan wyjątkowy, budują obecny wizerunek naszego wschodniego sąsiada. Dopełnia go dramatyczna sytuacja wewnętrzna – brak demokracji i prześladowania polityczne, procesy opozycjonistów i skazywanie ich na wieloletnie więzienie, zamordyzm i panoszenie się służb, charakterystyczne dla totalitarnych reżimów, z wszechwładnych satrapą, surowym i nieomylnym „ojcem narodu” Łukaszenką… Przed takim krajem trzeba się raczej chronić, niż go odwiedzać.
W obliczu kryzysu migracyjnego sterowanego przez władze w Mińsku, władze polskie podjęły decyzję o rozpoczęciu budowy wielkiego ogrodzenia na polsko-białoruskiej granicy za ponad 1,5 miliarda złotych. Nadchodzą czasy izolacji, murów, noktowizorów, dronów… To nie zbuduje nam jednak poczucia bezpieczeństwa, a jedynie pogłębi strach przed tym, co znajduje się za murem. Czy kiedykolwiek będzie można znowu normalnie pojechać do Białorusi? Samochodem, autobusem, rowerem, popłynąć kajakiem albo łódką?
Weekend w Grodnie
Czy w ogóle ktokolwiek pamięta, że Białoruś przed wyborami prezydenckimi w 2020 roku była bardzo przyjaznym miejscem do podróżowania dla obywateli polskich, którzy w dość prosty sposób mogli przekroczyć granicę i spędzić przyjemnie weekend na przykład w nieodległym Grodnie? Dwa lata temu byliśmy tam ze znajomymi. Zorganizowanie wyjazdu okazało się wtedy bardzo proste. Potrzebne były jedynie paszporty i pieniądze. Wszelkie formalności związane z przekroczeniem granicy, ubezpieczeniem i obowiązującymi nas przepisami, załatwiliśmy od ręki w zaprzyjaźnionym biurze turystycznym w Białymstoku. Żadnych problemów nie mieliśmy ze znalezieniem odpowiedniego zakwaterowania. Chcieliśmy żeby było wygodnie i w centrum, żeby łatwo stamtąd zwiedzać miasto na piechotę. Szukanie kwatery trwało chwilę, bo na „bookingu” wszystko zarezerwowaliśmy w prosty sposób online. Duże mieszkanie znajdowało się w częściowo odremontowanej zabytkowej kamienicy, było nowocześnie i wygodnie urządzone. W ustalonym terminie wsiedliśmy więc do samochodu i przez przejście w Kuźnicy w ciągu kilku godzin dotarliśmy na miejsce.
Grodno znałem z wcześniejszych swoich podróży, ale za każdym razem przyjemnie było odkrywać coś nowego. Tym razem postanowiliśmy po prostu włóczyć się po mieście, szukać różnych zakamarków, odwiedzać knajpki, robić zakupy… Chodzić, patrzeć, oddawać się beztroskiemu lenistwu. I nasz zamiar się powiódł. Z Grodna wracaliśmy z pozytywnymi wrażeniami (i fajnymi zakupami) oraz nadzieją na kolejną wizytę w niedługim czasie. Nawet stanie w kilkugodzinnej kolejce przy wjeździe do Polski nie zniechęciło nas zbytnio.
Kilka lat temu ruch na trasie Białystok-Grodno był naprawdę spory. Kursowały w obie strony regularne linie autobusowe, a polskie i białoruskie biura podróży miały pełne ręce roboty. Białorusini ciągnęli do Polski głównie po zakupy, czasem w celach turystycznych, Polacy jechali do Białorusi, żeby odpocząć i rozerwać się.
Mały ruch graniczny
Już w 2010 r. na drogowym przejściu granicznym Kuźnica Białostocka pełniący obowiązki prezydenta marszałek Sejmu Bronisław Komorowski podpisał ustawę o małym ruchu granicznym między Polską a Białorusią. Lecz choć po polskiej stronie dopełnione zostały wszystkie wymogi, aby ustawa o małym ruchu granicznym mogła wejść w życie, z jej ratyfikowaniem po stronie białoruskiej były kłopoty, co znacznie przesunęło w czasie wejście w życie nowych przepisów. Białoruś długo nie zatwierdzała ustalonych zasad, tłumacząc to wrogim nastawieniem władz Polski do Mińska i samego prezydenta Łukaszenki. Ten zresztą już w grudniu 2010 roku miał podpisać stosowne dokumenty, których jednak oficjalnie nie przekazano Polsce. Mimo formalnych kłopotów w ciągu kolejnych lat ruch bezwizowy stale się rozwijał, a władze białoruskie zaczęły doceniać korzyści płynące z otwierania się kraju na turystów z Zachodu, w tym z Polski. Doprowadziły to między innymi do powstania dwóch atrakcyjnych turystycznych szlaków podróżowania. Stały się nimi Kanał Augustowski i Puszcza Białowieska.
W 2015 roku stworzono pierwszą strefę bezwizową w Puszczy Białowieskiej – bez wizy można było przebywać na terenie Białoruskiego Parku Narodowego przez trzy dni. Mogli z tej opcji skorzystać turyści podróżujący pieszo lub rowerem na podstawie specjalnej przepustki, po dokonaniu kilku prostych czynności.
W 2017 roku otwarto ruch bezwizowy na obszarze Kanału Augustowskiego i Grodzieńszczyzny. Z przejścia granicznego w Rudawce można było korzystać od 28 kwietnia do 1 października w godzinach 7.00-19.00, a granicę przekraczać łódką, kajakiem, rowerem lub pieszo. Szacuje się, że z obu przejść korzystało rocznie około 10 tys. turystów.
Strefy bezwizowe były w toku następnych lat poszerzane, a czas dopuszczalnego pobytu w Białorusi bez wizy wydłużany – turyści, którzy wjeżdżali do Białorusi przez przejścia graniczne, mogli korzystać z ruchu bezwizowego przez 10 dni, zaś ci, którzy przybywali przez lotnisko w Mińsku, mogli bez wizy podróżować po całym terytorium Białorusi aż przez 30 dni. Statystyki bezwizowego przekraczania polsko-białoruskiej granicy wyglądały bardzo obiecująco. Z danych białoruskich służb granicznych za 2017 r. wynika, że w ciągu całego roku z udogodnień bezwizowego wjazdu do Białorusi przez lotnisko Mińsk-2 skorzystało niemal 80 tys. turystów.
Początkowy tzw. mały ruch graniczny z Białorusią obejmował 93 gminy i miasta województwa lubelskiego, mazowieckiego i podlaskiego (w sumie 590 tysięcy mieszkańców m.in. Augustowa, Bielska Podlaskiego, Hajnówki, Sokółki, Siemiatycz i Białej Podlaskiej). Po stronie białoruskiej mały ruch graniczny objął około 1 mln 100 tys. mieszkańców m.in. takich miast jak Brześć i Grodno.
W 2019 r. ruchem bezwizowym objęte zostały nowe obszary Białorusi, tj. Grodno wraz z rejonami: grodzieńskim, szczuczyńskim, lidzkim, woronowskim, świsłockim, brzostowickim i wołkowyskim (w obwodzie grodzieńskim), a także Brześć oraz rejony: brzeski, żabinkowski, kamieniecki i prużański (w obwodzie brzeskim). W praktyce pozwalało to na swobodne przemieszczanie się z Grodna do Brześcia oraz wjazd w głąb Białorusi, aż do Lidy. Granicę turyści mogli przejeżdżać samochodem w Kuźnicy Białostockiej, Bobrownikach, Połowcach, Terespolu i Sławatyczach. Ruch bezwizowy obowiązywał nadal w Białowieży i na Kanale Augustowskim, objął też dworce kolejowe w Grodnie i Brześciu oraz lotniska w tych miastach.
Turyści chętnie korzystali z tych ułatwień, nawet jeszcze w 2020 r., do czasu aż rozpoczęły się masowe protesty po sfałszowanych wyborach prezydenckich. W 2021 r., wraz z początkiem kryzysu migracyjnego, ruch bezwizowy z oczywistych względów zamarł.
Śmierć turystyki
Obecnie wyjechać do Białorusi można w zasadzie tylko z trzech powodów: służbowo (firmy prowadzące interesy, kierowcy TIR-ów, instytucje), na leczenie (np. do sanatorium) albo do najbliższej rodziny (pierwszy stopień pokrewieństwa), np. na pogrzeb, wesele czy inne rodzinne wydarzenie; o wydaniu wizy na odwiedzenie najbliższej rodziny decyduje białoruski konsul. Wszystkie te zasady wprowadzono w roku protestów po wyborach prezydenckich, w grudniu 2020 r. i od tamtej pory nie zostały zniesione. Wcześniej już, gdy ogłoszono stan pandemii, zamknięto przejścia turystyczne w Białowieży i na Kanale Augustowskim i od tamtego momentu czynne na Podlasiu były dwa przejścia: w Kuźnicy i Bobrownikach. Od listopada 2021 r., gdy pogłębił się kryzys migracyjny, Polska zamknęła Kuźnicę. Obecnie jedyne czynne polsko-białoruskie przejście graniczne w województwie podlaskim znajduje się w Bobrownikach.
Jedno ze znanych białostockich biur podróży, „Junior”, od lat specjalizowało się w organizowaniu wyjazdów turystycznych do Białorusi. Szczególną popularnością cieszyło się Grodno.
– Sytuacja na polsko-białoruskiej granicy bardzo negatywnie wpłynęła na działalność naszego biura – mówi jeden z jego właścicieli Eugeniusz Ławreniuk. – Właściwie obecnie nie ma w tym kierunku żadnej turystyki. Ani z Polski do Białorusi, ani stamtąd do Polski. Przy obecnych przepisach sanitarnych związanych z COVID-19 praktycznie każdy turysta, który przyjedzie z Białorusi, trafia na kwarantannę. Chyba że ma unijny certyfikat COVID.
Zakładając nawet, że turysta z Białorusi spełni wymogi pandemiczne, to i tak obowiązujące tam przepisy zezwalają mu jedynie raz na trzy miesiące wyjechać do Polski.
– Taki przepis oznacza praktycznie koniec turystycznych przyjazdów z Białorusi do Polski – wyjaśnia Ławreniuk. – Wszyscy, którzy tu przyjeżdżali, zarówno do Białegostoku, jak i dalej, do Warszawy, Zakopanego, na narty, do aquaparków, teraz w ogóle praktycznie nie jeżdżą. Turystyka zamarła, pozostały jedynie przyjazdy służbowe.
O ile w okresie pandemii zdarzały się jeszcze zapytania o oferty wyjazdów do Białorusi, to po rozpoczęciu kryzysu migracyjnego i wprowadzeniu stanu wyjątkowego, zainteresowanie nimi spadło do zera.
– Turyści lubią ciszę, spokój, bezpieczeństwo. Tego obecnie niestety nie ma, bo jest kryzys migracyjny, jest sprawa Ukrainy. Turyści omijają takie obszary, nie chcą się narażać. Niestety wielka polityka zdominowała wszystko i zwykli ludzie, którzy chcieliby po prostu spokojnie żyć, odpoczywać i podróżować nie mają na obecną sytuację żadnego wpływu.
Jerzy Sulżyk