6 i 7 sierpnia w uroczysku Boryk pod Gródkiem odbył się Festiwal Przebudzonych Tutaka. W tym samym miejscu, gdzie przez 30 lat grało kultowe Basowiszcza.
Idea festiwalu pojawiła się niedawno i miała związek z wydarzeniami w Białorusi. Sfałszowane przez Łukaszenkę wybory prezydenckie, masowe – na niespotykaną dotychczas skalę – protesty Białorusinów, stłumione brutalnie przez reżim, prześladowania, aresztowania i wprowadzenie faktycznego terroru państwa w stosunku do społeczeństwa, a w następstwie emigracja dziesiątek tysięcy osób, cała ta sekwencja zdarzeń, zrodziła potrzebę uaktywnienia się białoruskich środowisk również na Podlasiu. Polscy Białorusini, mimo antybiałoruskiej polityki Łukaszenki prowadzonej przez ostatnie lata, nawiązali wiele cennych i trwałych związków ze swoimi braćmi za wschodnią granicą. W dobie elektronicznych mediów kontakty te stały się swego rodzaju pomostem, realnie łączącym ludzi. Widać to było szczególnie w mediach i kulturze, pojawiły się wspólne projekty naukowe, turystyczne, gospodarcze, ożywienie to było faktyczne, widoczne w codziennym życiu. Mimo pojawiających się regularnie przykładów łamania praw człowieka w Białorusi, cała sytuacja zdawała się być dość stabilna. Poczyniono nawet skuteczne kroki dla uproszczenia przekraczania granicy w obu kierunkach – szczególnie rozkwitła turystyka przygraniczna i wymiana handlowa.
I nagle po 9 sierpnia 2020 roku – po sfałszowanych wyborach prezydenckich – wszystko się załamało. Szybko okazało się jednak – zgodnie ze starą, klasyczną zasadą – że rewolucje wybuchają wówczas, gdy despotyzm nieco się rozluźnia, a ludzie przeczuwają bliskość wolności, widoczną w zasięgu ręki. Wtedy nagle się uaktywniają, ich świadomość należnych im praw rozwija się w ekspresowym tempie na fali odczuwanego entuzjazmu i rewolucja ogarnia całe społeczeństwo. Tak to też i wyglądało – cały świat kibicował Białorusi.
Brutalna przemoc i powszechny terror mający twarz spanikowanego uzurpatora z kałasznikowem w ręku zatrzymały tę falę białoruskiego odrodzenia. Nastąpiło coś, co można by porównać do próby odwrócenia biegu rzeki. Piszę o tym wszystkim, bo Festiwal Przebudzonych wypłynął właśnie na tej fali. Nawet sama jego nazwa wprost nawiązała do białoruskiego „odrodzenia-przebudzenia” w 2020 r. Paweł Stankiewicz, szef działającego aktywnie na Podlasiu Stowarzyszenia Tutaka, wielokrotnie mówił, że jego celem jest pokazanie wsparcia dla wolnego wyboru Białorusinów i Białorusinek, ich pragnienia do życia w wolnym państwie. I właśnie to wspieranie Białorusinów w walce o wolność i normalność w zagarniętej przez Łukaszenkę ich ojczyźnie, najbardziej przebijało się w zarówno w samej formule festiwalu, jego treści (programie), jak i symbolice – łącznie z ewidentnym nawiązaniem do kultowego Festiwalu Muzyki Młodej Białorusi Basowiszcza, który zakończył swój żywot przed dwoma laty.
Opowiemy wam o tym, co się stało w Białorusi
Festiwal rozpoczynały bloki dyskusyjne, które odbywały się na głównej scenie festiwalu pośrodku uroczyska Boryk, w lesie. Nie było to jednak beznadziejne „wołanie na puszczy”, bo za sprawą Internetu słowa stały się słyszalne na całym świecie. Forma dyskusji – spotkanie na scenie i spokojna rozmowa – nie miały za zadanie przyciągać publiczności bezpośrednio (na żywo), tym bardziej, że pierwszego dnia festiwalu deszcz lał przez cały dzień, a nastawiona była raczej na dotarcie ze swoim przekazem do jak największej liczby oglądających i słuchających w sieci. Ktoś może zapytać: A po co do dyskusji wielka scena w lesie, skoro można ją prowadzić w zacisznym studiu? Odpowiedź jest prosta: miejsce, czas, okoliczności zawsze mają w takiej sytuacji wielkie znaczenie. To wszystko razem buduje atmosferę przekazu. Zresztą wiele imprez festiwalowo-muzycznych poszerza swoje formuły o ważne dyskusje na scenie, najlepiej z udziałem znanych osób (choćby wielki festiwal Pol’and’ rock Jurka Owsiaka). Na Festiwalu przebudzonych dyskutowali między innymi Pawał Łatuszka, znany dyplomata i polityk pierwszego szeregu białoruskiej emigracji, Andrej Chadanowicz – jeden z najbardziej znanych współczesnych pisarzy i poetów białoruskich, także tłumacz literatury polskiej i światowej, Siarhiej Dyleuski, lider robotniczych protestów z Mińskiej Fabryki Traktorów, Siarhiej Budkin, producent muzyczny, autor szeregu muzycznych projektów, Natalia Zdziarkowska, była naczelniczka jednego z departamentów ministerstwa kultury Białorusi, obecnie odpowiedzialna za kulturę i dziedzictwo narodowe w Narodowym Zarządzie Antykryzysowym, Wolha Kawalkawa, członkini prezydium Rady Koordynacyjnej i bliska współpracowniczka Światłany Cichanouskiej. Na otwarciu festiwalu pojawił się też ambasador Polski w Mińsku Artur Michalski i odczytał list do jego organizatorów i uczestników od prezydenta Andrzeja Dudy. Tematy prowadzonych dyskusji wskazywały na poszukiwanie wielu wątków tej samej walki o wolność, nie skupiano się, jak dotychczas, głównie na kulturze i języku, ale dyskutowano również o ważnej roli robotników w białoruskim odrodzeniu („Robotnicy motorem białoruskich zmian”). Analogia z „Solidarnością” w 1980. latach nasuwała się sama. Podnoszono też kwestie roli kadry urzędniczej, w której również pojawiły pierwsze tendencje do zrywania z reżimem i wspierania walki o wolność.
Festiwal wsparły polskie władze
Prezydent Andrzej Duda objął go swoim honorowym patronatem. Liderka dzisiejszej białoruskiej opozycji Światłana Cichanouska weszła w skład komitetu honorowego Festiwalu Przebudzonych (jej fundacja „Kraj do życia” włączyła się w przygotowania) razem z Iwonką Surwiłłą, przewodniczącą Rady Białoruskiej Republiki Ludowej (emigracyjnego organu nawiązującego do państwa białoruskiego powstałego w 1918 r.). Dołączyli również Artur Kosicki, marszałek województwa podlaskiego oraz Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku i zarazem prezes Unii Metropolii Polskich. Festiwal został sfinansowany głównie ze środków Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. To wsparcie wydaje się być oczywistym, zważywszy na postawę Polski i Polaków od samego początku białoruskich protestów po wyborach prezydenckich. Zarówno władze państwowe, jak i poszczególne miasta polskie zaoferowały Białorusinom pomoc w różnej formie. Ułatwiono uzyskiwanie wiz humanitarnych (otrzymało ich ponad 12 tys. obywateli Białorusi), powstały liczne struktury organizacyjne wspomagające białoruskich emigrantów, wspierające rodziny, dzieci, oferujące pomoc prawną zagubionym początkowo w nowej rzeczywistości uciekinierom. Polskie uczelnie otworzyły się na studentów, których masowo zaczęły prześladować władze w Mińsku. Inicjatywa Fundacji Tutaka idealnie wpisała się więc w cały ten klimat niesienia pomocy walczącym o wolność Białorusinom.
Tutaka powstała w listopadzie 2020 r., ale kierujący ją Paweł Stankiewicz to osoba od lat rozpoznawalna w białoruskim środowisku w Polsce. Znany był dotychczas ze swoich muzycznych i teatralnych projektów, a przez ostatnie pół roku realizował ciekawe przedsięwzięcie dotyczące spisu powszechnego pod nazwą: „Ja – Biełarus”. Nagrywał i udostępniał w sieci wypowiedzi różnych osób, które – świadome swojej białoruskości – zachęcały innych do podawania podczas spisu powszechnego narodowości białoruskiej. Festiwal Przebudzonych połączył w pewien sposób kwestię walki o wolność Białorusinów zza wschodniej granicy z rozbudzaniem i pielęgnowaniem świadomości białoruskiej przez polskich Białorusinów. Tak zresztą mówił sam Stankiewicz podczas swoich wypowiedzi dla mediów. Zauważył, że „przebudzenie” dotyczy zarówno tego, co stało się w 1990 r., gdy w Polsce budziła się niezależna kultura białoruska, a czego emanacją był Festiwal Muzyki Młodej Białorusi Basowiszcza, jak i obecnej walki Białorusinów o wolność i godność.
Czy to nowe Basowiszcza?
Raczej nie. Nie było zresztą zamysłem organizatorów odradzanie imprezy, która po prostu została zamknięta. Jednak analogie same się nasuwają. Po pierwsze miejsce – Gródek i Boryk – przez 30 lat goszczące Basowiszcza. Po drugie czas – środek wakacji, stwarzający okazję dla młodych ludzi do swobodnego spotkania się. Po trzecie – atmosfera i sam przekaz imprezy, a więc wolność i zaangażowanie ideowe. Paweł Stankiewicz podkreślał wielokrotnie w swoich wypowiedziach: – Chcemy wziąć z Basowiszcza ten duch wolności. Ale już formuła muzyczna miała ulec zmianie – pójść w stronę większej różnorodności. Oprócz znanych od lat, dość tradycyjnie brzmiących w Boryku Navi Band czy Ilo&Friends pojawiły się ciekawe etno klimaty (Isna Trio oraz Veranika Kruhlova i Valeria Dele). Zaskakująco świeżo i naturalnie zabrzmiał repertuar operowy w wykonaniu Margarity Lewczuk, niepokornej wobec reżimu Łukaszenki znakomitej śpiewaczki operowej młodego pokolenia (do 2020 r. była solistką w Narodowym Teatrze Wielkim Opery i Baletu w Mińsku, obecnie przebywa na emigracji w Wilnie). Ciekawym podlaskim akcentem był koncert Wiktora Wiksona Szczygła (Sw@da Projekt), który łączył autentyczną muzykę pogranicza z nowoczesnym brzmieniem syntezatorów i samplerów. Wydarzeniem artystycznym wysokiej klasy był natomiast koncert Aliny Pash, ukraińskiej artystki łączącej hip-hop i elektroniczne brzmienia z motywami etno.
Choć to wielka festiwalowa scena dominuje swoim przekazem, na uwagę zasługują również inne wydarzenia festiwalowe. Można by powiedzieć, że powstała strefa dziecięca (dla dzieci i młodszej młodzieży), gdzie odbywały się warsztaty z wycinanki białoruskiej czy białoruskiego stroju tradycyjnego. Do wszystkich uczestników skierowane zaś były takie propozycje, jak wykład o białoruskim horoskopie czy o ziołach, wspierany muzycznymi elementami. Były też wystawy i projekcje filmowe.
Białoruś emigruje
Dzisiaj widać, że najbardziej aktywne, zaangażowane w walkę o demokrację osoby albo same decydują się na wyjazd w obawie o bezpieczeństwo swoje i swoich najbliższych, albo są do tego zmuszane przez reżim. Na Festiwalu Przebudzonych łatwo można było zauważyć tego skutki. Wśród publiczności rzucały się w oczy młode rodziny z dziećmi, ale nie byli to mieszkańcy okolicznych miejscowości, lecz właśnie rodziny białoruskich imigrantów, które na festiwal przyjechały z różnych polskich miast: Białegostoku, Warszawy, Łodzi. To chyba najbardziej widoczna zmiana w strukturze publiczności festiwalu w stosunku Basowiszcza. Ponadto widoczny i odczuwalny był brak tej części fanów dawnego festiwalu, która przyjeżdżała do Boryku bezpośrednio z Białorusi. Zawsze było to kilka setek młodych ludzi, którzy zapełniali pole namiotowe i zapewniali festiwalowi silną reprezentację patriotycznych wątków. Ich najczęstszym przejawem były powiewające podczas koncertów biało-czerwono-białe flagi oraz głośno wznoszone okrzyki „Żywie Biełaruś!”. W tym roku na Festiwalu Przebudzonych również nie brakowało flag, a i zawołanie „Żywie Biełaruś!” nie raz było słychać zarówno ze sceny, jak i wśród publiczności. Doszło natomiast nowe hasło, które powstało podczas wielkich białoruskich demonstracji po wyborach: „Wierym, możam, pieramożam!”
Gdy w latach 90. ubiegłego wieku organizowałem jako student Festiwal Muzyki Młodej Białorusi Basowiszcza, najczęściej w naszych wypowiedziach o NASZYM festiwalu podkreślaliśmy słowo „normalność”. Chcieliśmy być normalnymi młodymi ludźmi, z normalną białoruską kulturą, muzyką, w normalnym nowoczesnym świecie. Zbuntowaliśmy się przeciw „sztucznej” w naszym rozumieniu, „starej” białoruskości. I w Boryku koło Gródka poczuliśmy wolność. Były to bezcenne chwile, których nie da się wymazać z życia, ważne zarówno dla każdego z nas osobno, jak i dla całej naszej białoruskiej społeczności – szczególnie na Podlasiu, ale też i za granicą – w Białorusi. Tutaka i tamaka.
Jerzy Sulżyk