
– Zapraszamy państwa do świata wiejskich fotografów – Grzegorz Dąbrowski, znany w Białymstoku fotograf i dziennikarz, a dziś kurator wystawy, tak powitał sporą grupę osób na podwórzu okazałego drewnianego domu na białostockich Bojarach przy ulicy Wiktorii, gdzie jedną ze swoich siedzib ma Galeria im. Sleńdzińskich. Po chwili dodał: – Chciałbym abyśmy oglądali te fotografie nie jako zwykłe obrazy, ale jako ślady relacji pomiędzy fotografem a wspólnotą, pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, dostrzegli w nich nie same gesty, ale przede wszystkim lokalny, tutejszy język. Nie sądzę, by ci fotografowie uważali się za artystów, natomiast to co robili, w jaki sposób fotografowali, stworzyło, utrwaliło obrazy, których dziś już nigdzie nie spotkacie.
Ekspozycja, poświęcona pięciu fotografom z podlaskich miasteczek i wsi polsko-białoruskiego pogranicza nosi nazwę „Wszelakie zlecenia przyjmuję”, co sugeruje, że tematyka zdjęć jest bardzo różnorodna. I choć, jak napisał w krótkim tekście do wystawy jej kurator, tematy fotografowie podejmowali te same, to każdy fotografował nieco inaczej.
W galerii znalazły się zdjęcia pięciu fotografów. To Józef Januszkiewicz (1929-2000) z Wojszek, Jerzy Kostko (1897 – 1976) z Kleszczel, Konstanty Kuźmin (1906 – 1977) z Gródka. Jan Siwicki (1923 – poł. lat 1970) z Jaczna i Jan Żukowski (1923-2014) z Kuźnicy.
Jak wyjaśnił Grzegorz Dąbrowski, przygoda z „wiejskimi fotografami” rozpoczęła się w 2013 roku wraz z realizacją projektu poświęconego małomiasteczkowym i wiejskim archiwom domowym pod nazwą „Fotograficzna wyprawa archeologiczna na pogranicze polsko-białoruskie” – jej efektem była wystawa „Albom.pl”. Po polskiej stronie do projektu włączono Kleszczele i Gródek. W fotografiach, na które natrafiono w Kleszczelach, na rewersach widniały pieczątki: „Zakład fotograficzny Jerzego Kostko”. A potem w opuszczonym po zmarłym fotografie domu, który już wtedy popadał w ruinę, odnaleziono na strychu ponad dwa tysiące negatywów. Podobna sytuacja przytrafiła się również w Gródku, gdzie walizkę ze zdjęciami i negatywami po Konstantym Kuźminie odnalazła rodzina i przekazała je do miejscowego domu kultury. Tam po długotrwałych i mozolnych pracach udało się je skopiować, a następnie doprowadzić do wydania niezwykłego albumu z fotografiami Kuźmina.
Wraz z realizacją wspomnianego projektu – sukcesywnym pokazywaniu odnalezionych fotografii na wystawach, wydaniem albumu, różnymi publikacjami w prasie – zaczęli do jego realizatorów zgłaszać się ludzie i przekazywać swoje fotograficzne archiwa. – Czasem jak wspomina Dąbrowski – to było kilka zdjęć, ale raz aż 300 szklanych płytek!

Po drodze była też wystawa w 2016 r. w białostockiej Galerii Arsenał „To, co nie umiera, nie żyje”, poświęcona fotografii funeralnej, zorganizowana przez Stowarzyszenie Edukacji Kulturalnej Widok.
W trzech salach Galerii im. Sleńdzińskich zawisły odbitki w różnych formatach, od małych, kilkucentymetrowych, do wielkich o ponad metrowej wysokości. Fotografie dokumentowały rytm wiejskiego i małomiasteczkowego życia, momenty przełomowe, jak śluby, pogrzeby, chrzciny. Ale wiejscy fotografowie w swoich domowych zakładach wykonywali też z powodzeniem zdjęcia do dokumentów, którymi tu, w galerii, zapełniono całą niemal ścianę. Niektórzy z nich mieli też reporterskie zacięcie, dzięki czemu bez „sztuczek i ozdobników” można obserwować toczące się przed laty życie. Zobaczymy też słynne retuszowane portrety ślubne w ozdobnych ramkach, tzw. monidła. Jedno ze zdjęć wydrukowano na desce, co przywodzi na myśl ikonę, a choć ją oczywiście nie jest, nadaje fotografii specyficzny charakter. Na jednej ze ścian można też zobaczyć charakterystyczną w dawnych wiejskich domach „ramkę”, gdzie umieszczano zazwyczaj nawet i kilkadziesiąt fotografii o różnej tematyce, choć przeważały najczęściej małe zdjęcia do dokumentów i inne pozowane portrety – pojedynczych osób, par lub niewielkich grup. W pierwszej sali wystawowej, na wprost wchodzących, zawieszono autentyczną malowaną „ściankę” z zielonym, sielskim widoczkiem, wykorzystywanym w atelier jednego z fotografów przed kilkudziesięciu laty.
Na wernisaż przybyli bliżsi i dalsi krewni autorów zdjęć, także ich przyjaciele oraz osoby, które przyczyniły się do odkrycia i upowszechnienia tego niezwykłego dziedzictwa. Chodząc po salach wystawowych co raz zatrzymywali się i wskazywali na zdjęciach znane sobie miejsca, ludzi, których kiedyś spotkali. Zresztą wszyscy tak robili, jakby te fotografie były dla nich nie tylko przeżyciem estetycznym, ale może wspomnieniem, podróżą do minionej epoki. Bo Białystok jest przecież miastem, którego mieszkańcy w większości przybyli z różnych bliższych i dalszych miejscowości, wsi, miasteczek, miast.
– Być może zdarzy się tak – mówi Grzegorz Dąbrowski – że ktoś przychodząc na wystawę, czy to na fotografiach tożsamościowych, czy na portretach z Jaczna albo z Gródka rozpozna swoich bliskich.
Jerzy Sulżyk
Fot. Autor
„Wszelakie zlecenia przyjmuję”, wystawa zdjęć wiejskich fotografów z pogranicza polsko-białoruskiego, zrealizowana przez Stowarzyszenie Edukacji Kulturalnej Widok w partnerstwie z Galerią im. Sleńdzińskich w Białymstoku w ramach programu Kultura Ludowa i Tradycyjna.