W lipcu wyraźnie spadła liczba nielegalnych prób przekroczenia polsko-białoruskiej granicy. O ile w czerwcu i na przełomie czerwca i lipca miało miejsce nawet ponad sto takich incydentów na dobę, to już w samym lipcu i na początku sierpnia zdarzały się dni, gdy tych przekroczeń w ogóle nie było lub odnotowywano jedynie pojedyncze incydenty. Był to prawdopodobnie skutek przekierowania migrantów na granice z Litwą i Łotwą zgodnie z zaleceniem najwyższych władz w Mińsku. Główną przyczyną tego kroku miała być interwencja Chin, których interesy handlowe z Unią Europejską mogły być zagrożone wskutek przedłużającego się kryzysu na polsko-białoruskiej granicy. Już w czerwcu tego roku minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zapowiedział całkowite zamknięcie granicy polsko-białoruskiej dla jakiegokolwiek ruchu. Problem presji migracyjnej z Białorusi, sterowanej przez władze w Mińsku, był również poruszany podczas oficjalnej wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Pekinie. Zaraz potem 2 lipca polskie władze na 33 godziny zablokowały ruch kolejowy w terminalu odpraw celnych w Małaszewiczach. Był to wyraźny sygnał dla reżimu białoruskiego, a także dla Chin, dla których wspomniany terminal stanowi bardzo znaczący element ekspansji gospodarczej w Europie. Ciąg tych wydarzeń zdaje się układać w logiczną całość, a o polskich naciskach na Chiny wspominał nawet sam Łukaszenka oraz rosyjskie media. Rosnące uzależnienie rosyjskiej, a za nią i białoruskiej gospodarki od Chin, które próbują dogonić Stany Zjednoczone na globalnym rynku, wymusiły natychmiastową reakcję Mińska. Wygląda na to, że żadne inne działania, a więc mur na granicy, zwiększanie liczby wojska, Straży Granicznej i policji (jak najbardziej uzasadnione!), nie przyniosły takiego rezultatu jak uderzenie w najczulszy – finansowy – punkt. W pierwszej połowie meczu sakiewka kontra szabelka jest na razie 1:0. Niestety, druga połowa (sierpnia) znowu przyniosła wzrost liczby nielegalnych migrantów na granicy…