
Zaraz po otwarciu nawigacji zaczęto odludniać przepełniony w ciągu zimy Kiemski oddział i prawie co drugi dzień oba statki na zmianę przewoziły na Sołowki liczne partie więźniów.
Mówiąc o składzie, że się tak wyrażę, zawodowym więźniów katorgi sołowieckiej, musze z góry zaznaczyć, że przeważała tu inteligencja, i Sołowki są chyba najbogatszym w ludzi wykształconych więzieniem na świecie. Nie ma takiego fachu, nie ma rzemiosła i zajęcia, nie ma takiej dziedziny pracy umysłowej, która nie miałaby licznych przedstawicieli na Sołowkach. Najwięcej było inteligencji z wykształceniem technicznym. Najwięcej dostarczały ich modne procesy o „wreditielstwo”. Starzy inżynierowie, technicy i różni „spece” pracujący przeważnie w przemyśle ciężkim, masami po prostu wędrowali na Sołowki. Dużo było również i pracowników instytucji handlowych, których oskarżano albo o dostarczanie złych towarów, albo celowe ukrywanie produktów pierwszej potrzeby. Pozatem, jako niepotrzebny balast, masowo zsyłano i byłych profesorów, licznych niegdyś w Rosji prawosławnych zakładów duchownych.
Szczególnie silny potok inteligencji spłynął na Sołowki po zabójstwie w Polsce Wojkowa. Całymi tysiącami przywożono wówczas tak zwanych „wojkowcew”, których wysyłano też i na Sybir. W samej tylko Moskwie w kilka dni po zabójstwie oprócz 20 rozstrzelań aresztowano przeszło dziesięć tysięcy „byłych ludzi”, jak nazywają obecnie w Rosji inteligencję przedwojenną.
Inteligencja tworzyła tu szereg grup. Pierwsza złożona ze 150-200 osób była tak zwana grupa liceistów. Byli to wszystko ludzie z wyższym wykształceniem, żyjący dziś tylko wspomnieniami o „dawnych dobrych czasach”. Zebrawszy się w soborze Kazańskim w Piotrogrodzie na żałobne nabożeństwo za duszę cesarza Mikołaja, wszyscy zostali aresztowani i na czele z księdzem prawosławnym Zosino-Zozińskim , odprawiającym wówczas nabożeństwo, skazani na Sołowki.
Drugą grupę stanowili t. zw. fokstrociści. Fokstrot i inne podobne mu tańce były surowo zakazane w Sowietach. Tymczasem zapaleni amatorzy nowoczesnych tańców urządzili zabawę taneczną z fokstrotem, jak to się mówi wpadli i wkrótce gorzko pokutowali wśród lodów Morza Białego.
Nieco obszerniej muszę powiedzieć o duchowieństwie licznie tu reprezentowanym przez zesłańców.
Uważając religię za najniebezpieczniejszą truciznę, władze sowieckie od pierwszej chwili swego istnienia starały się przede wszystkim rozbić jedność w Kościele prawosławnym. Oficjalne prawosławie, podtrzymywane dawniej powagą cara i ustalonym od wieków porządkiem rzeczy, po rewolucji nie było zdolne samo skupić swych sił, by mężnie stawić czoła zakusom bolszewickim. Już dawniej, pomimo czujnej opieki władz, zawierało w sobie wiele prądów odśrodkowych, toteż gdy się tylko zmieniły czasy, skorzystały z tego zdolniejsze i ambitniejsze jednostki i założyły nowe kierunki myśli prawosławnej. Obecnie mamy w Rosji wygasającą żywą cerkiew, likwidowaną przez bolszewików, autokefaliczną cerkiew ukraińską, teodorowców i cały szereg innych prądów religijnych, najczęściej wzajem się zwalczających.
Bolszewicy nie tylko przychylnie patrzyli na wszelkie ruchy separatystyczne w łonie Cerkwi prawosławnej, lecz z początku sami popierali żywą cerkiew, jak również i różne sekty ewangelistów. Po pokonaniu Cerkwi prawosławnej na czele z patriarchą Tichonem władze sowieckie rozpoczęły zaciętą walkę zarówno z wszelkimi odłamami prawosławia, jak i z sektami ewangelistów. Liczne aresztowania i oskarżenia członków sekt ewangelickich, mających chociażby tylko luźny kontakt ze Stanami Zjednoczonymi, nie tylko o nielojalność, lecz wprost o szpiegostwo, od razu zatamowały rozwój prawie wszystkich sekt.
Ale od roku 1926 w prawosławiu rozpoczął się stanowczy zwrot na lepsze, czego dowodem przepełnione dziś świątynie. Chłop rosyjski, nękany straszną nędzą, zawiódłszy się na bolszewikach, znowu tłumnie zaczął zwracać się ku Bogu. Najgorsza jest jednak sytuacja duchowieństwa, bo aby zostać duchownym, trzeba mieć nie tylko wiele odwagi cywilnej, ale i ogromnego poświęcenia. Jako wyjęci spod prawa, księżą, pomimo przeróżnych szykan ze strony władz sowieckich, muszą znosić okropną nędzę, gdyż zubożały lud wiejski nie tylko nie może dać duchowieństwu znośnego utrzymania, lecz z trudem opłaca podatki za świątynie. Ten to właśnie zwrot w prawosławiu, który, zaznaczyć należy, rozpoczął się od dołu, w masach, spowodował, że lepsze, bardziej ideowe jednostki, jak spośród kleru, tak i wiernych powędrowały na Sołowki.
Z liczby 70-80 księży prawosławnych, osadzonych na Sołowkach, trzy czwarte stanowił zwyczajny wiejski kler, resztę wyżsi dostojnicy Cerkwi prawosławnej.
Co się zaś tyczy katolicyzmu, to nie zdołali bolszewicy przełamać nielicznych, lecz zwartych szeregów księży katolickich, którzy są prawdziwymi apostołami Kościoła katolickiego w Rosji. Nie zważając na największe szykany, czynione przez bolszewików, znalazło się zaledwie trzech renegatów, którzy czy to pod presją, czy też skuszeni obietnicami bolszewickimi, zrzucili suknie kapłańskie. Nie potrafili też bolszewicy zerwać żywej nici łączącej duszpasterzy z ich owczarniami nie tylko na wolności, lecz nawet i w Sołowkach. Pozostali na wolności pracują w warunkach nie lepszych niż za czasów Nerona. Z liczby 25-28 księży katolickich na Sołowkach dwóch ks.ks. Cimaszkiewicz i Sokołowski zostali wymienieni przez władze polskie, a ś. p. ks. Białokołowy po wywiezieniu z Sołowek w r. 1928 został zamęczony w więzieniu butyrskim w Moskwie.
Oprócz księży było na Sołowkach i 8 kleryków za uczęszczanie do tajnego seminarium katolickiego w Piotrogrodzie.
Lecz nie tylko duchowni chrześcijańscy siedzieli na Sołowkach, było tam dwóch duchownych mahometańskich i jeden rabin.
Franciszek Pietkiewicz
(D. c. n.)
„Kurier Wileński” nr 12 (2254), 16 stycznia 1932 r.