
Alaksandr Łukaszenka na początku listopada podczas „gospodarskiej” wizyty w obwodzie witebskim, odnosząc się do sankcji nałożonych na Białoruś po spektakularnym porwaniu w maju 2021 r. samolotu z opozycjonistą Ramanem Pratasiewiczem na pokładzie, nieoczekiwanie poinformował, że od początku był on pracownikiem białoruskiego wywiadu. Jednak nie można dać temu wiary, bo wyjaśnienia dyktatora pozbawione były zwyczajnej logiki. Zwłaszcza gdy porówna się je z jego wypowiedziami sprzed czterech i pół roku. Tuż po porwaniu samolotu i aresztowaniu Pratasiewicza i jego rosyjskiej partnerki Łukaszenka nazwał go terrorystą. Podkreślił, że zostanie surowo ukarany. W Białorusi było przeciwko niemu wszczętych kilka spraw karnych, za co groziło mu od 15 lat więzienia do kary śmierci włącznie. Łukaszenka był na niego wściekły, bowiem 25-letni wówczas Pratasiewicz stał za organizacją protestów po sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 r. i jako szef opozycyjnego kanału NEXTA z Warszawy informował świat o brutalnym i krwawym ich stłumieniu.
Nieoczekiwanie złość u dyktatora szybko minęła. Pratasiewicz, poddany w więzieniu torturom, przeszedł na stronę władz. Z posiniaczoną twarzą pokazano go w państwowej telewizji, jak przyznawał się do winy i odcinał się od niedawnych współporacowników z opozycji. Przez sąd w Mińsku został skazany na osiem lat kolonii karnej. Przed uprawomocnieniem się wyroku Łukaszenka go jednak ułaskawił. A teraz twierdzi, że pracował dla jego służb, bo niby został wezwany do Grecji i tam złożył oficerom wywiadu raport, otrzymał zadanie i leciał z powrotem, ale było podejrzenie, że w samolocie jest bomba, dlatego wylądował w Mińsku…
Sciapan Puciła, który wraz z Pratasiewiczem prowadził kanał NEXTA, nie wierzy, że był on agentem Mińska. Dla telewizji Biełsat powiedział, że Łukaszenka wymyślił to, by niedorzecznie uzasadnić międzynarodowe przestępstwo, jakim było porwanie cywilnego samolotu.
Zdaniem Puciły Pratasiewicz nie budził żadnych podejrzeń. – Jeśli rzeczywiście był ich agentem – powiedział – to dlaczego go potem katowali, zmuszali do kajania się przed kamerą i trzymali w areszcie domowym? Tak się swoich nie traktuje.
Biełsat poprosił o komentarz samego Pratasiewicza. „Słowa Przywódcy Państwa potwierdzam, jednak ze zrozumiałych przyczyn na razie odmawiam komentarza” – odpisał.












