Przyćmione chmurami zimowe słońce niczym oko boga Re toczy się nad podlaską krainą. Senne to oko jest, ospałe. Tzn. przez większą część roku jest ospałe, bo przez większą część roku panują tu chmury i półmrok. Oraz błoto, dużo błota, bo często pada tu deszcz. Pada, mży lub zacina, w zależności od pory roku. Przez wieki podlascy gospodarze wychodzili na przedwiośniu przed chatę, stukali laską w wilgotną breję, która pokrywała ich podwórka i mamrocząc pod nosem przekleństwa stwierdzali: „Bałota! Wsiudy bałota!” i nie tylko bóg Re wiedział, że nie są z tego faktu, delikatnie mówiąc, zadowoleni.
Kiedyś, w czasach dworów i pałaców, przyciśnięci nędzą chłopi wytwarzali własną wizję raju na ziemi. Nazywali ją różnie: Krainą Pieczonych Gołąbków, Krajem Jęczmiennym lub Kukanią (od łacińskiego słowa „gotować”). Krótko mówiąc była to kraina mlekiem i miodem płynąca, w której domy pobudowane były z kiełbas, a przed każdym domem piekł się na rożnie wół z bochnem chleba między rogami. Tego wołu można było oderżnąć, a chleba ułamać i jeść do syta, a jedzenia wcale nie ubywało. Środkiem tej krainy płynęła wielka rzeka o jaglanych brzegach warzonych, gotowych do jedzenia, a w rzece płynęło mleko. Słowiański raj to kraina obfitości. Było w niej wszystko czego dusza zapragnie, oprócz, ma się rozumieć, błota.
Błota bowiem zawsze tu było pod dostatkiem. Białystok, Bielsk, rzeka Biała, Białoruś. Dużo tu u nas białego. Wszystkie te nazwy pochodzą od słowa biele, oznaczającego podmokłą łąkę. Grząski teren. Krótko mówiąc – bagno. Mimo że nazwa kojarzy się z kolorem białym, bagno jest czarne jak sam diabeł, co w piekle mieszka. I miesza w kotle czarną smołę. Taką grząską, czarną i ciągnącą maź, której pełno nad Narwią, Biebrzą czy Supraślą, porośniętą hektarami trzcinowych pól. Nikt tam nie chodzi, i nikt nie zagląda, jeśli mu życie miłe, chyba że jest ornitologiem, ekologiem lub innym szaleńcem. Zapada się bowiem w mule po kolana, wciąga po szyję. Takie pola trzcin to ani zboża, ani chleba, ani wody zdrowej nie dają. Chyba że zgniłą, zatrutą.
A jednak nie wszędzie i nie zawsze pola trzcin kojarzyły się źle. W wyobrażeniach starożytnych Egipcjan to właśnie Pola Trzcin były obiecanym rajem. Po śmierci wsiadało się w łódź boga słońca Re, która przewoziła zmarłego na drugi brzeg rzeki zwanej Pysk-Białego-Hipopotama. Przepływała ona obok Jeziora Tysiąca Ptaków, by dopłynąć w końcu do Pola Trzcin. Tam, pomiędzy trzcinami, zmarły mógł wieść żywot beztroski i dostatni. Czym zajmował się Egipcjanin po śmierci? Tym czym za życia. Orał i żął, jadł i pił, kochał i odpoczywał, a serce jego radowało się życiem. Praca była jednak nużąca, gdyż jęczmień wyrastał na ponad 2,5 metra, a pszenica na 3,6 m, a kłosy mały po trzy łokcie długości. Ludzkie tęsknoty pod każdą szerokością geograficzną i w każdym czasie są podobne. Ale czy wszyscy tęsknimy za błotem?
Za każdym razem, gdy wracam z dalekiej podróży, zachwyca mnie piękno naszej przyrody. Niezależnie od tego, jak niezwykłe palmy oglądałam, jak bardzo kolorowe kwiaty i egzotyczne widoki, nie umywają się one do tych rozległych przestrzeni, monochromatycznych łąk i pól targanych wiatrem, kołyszących trzcinowisk, czarnych poskręcanych konarów wierzb rosochatych, przejmujących jakimś pięknem ponurym a surowym, goniących po bezdrożach nieba kłębów ołowianych chmur.
Nie każdy doceniał piękno szaro-burego krajobrazu, a raczej mało kto (może Chopin jedynie, i Mickiewicz, i dlatego zapewne, że mieszkali z dala od ojczyzny). W oczach reszty bagniska stanowiły nieużytki, nieprzynoszące żadnych korzyści. A gdy korzyści, szczególnie materialnych, brakowało boleśnie, dusza marzyła o czym innym. O kiełbasach i wielkich bochnach chleba właśnie. I tak w XVIII i XIX stuleciu na ziemie nasze przybyli Holendrzy, którzy posiadali sztukę melioracji bagien, i ochoczo, po protestancku, metodycznie i z pracowitością, wzięli się za kopanie kanałów odwadniających. Wyrywali bagnom ziemię, którą zamieniali na pola uprawne. Pomidory wyrastały na nich wielkie jak głowy kapusty, a głowy kapusty jak dynie. Przez kilka kolejnych lat panowała na takim polu klęska urodzaju, gdy nagle… żyzna ziemia wyjaławiała się i niczego już się nie dawało z niej wycisnąć. Ani dla rolnictwa pożytku z niej nie było, ani dla rusałek bagiennych, które straciły siedziby bezpowrotnie. Bo bagno bardzo łatwo jest zniszczyć, ale wcale nie tak prosto obudować. W przypadku torfowisk, które powstawały tysiące lat, jest to niemożliwe. Natury człowiekowi nigdy przechytrzyć się nie udawało. Jałowe pola porzucano zatem, niczym wyeksploatowane śmieci, nikomu już niepotrzebne. Holendrzy przerzucali się na kolejne tereny i kopali kolejne rowy.
Tak minął wiek XIX i XX, kiedy zmeliorowano tysiące hektarów bagien, aż w wieku XXI okazało się, że klimat się ociepla i jeżeli ludzkość czegoś w tej sprawie nie zrobi, to czekają nas niemałe kłopoty. Przede wszystkim susza. Od kilku lat mamy suszę hydrologiczną, a poziom wód gruntowych obniżył się znacznie. Z tego powodu z naszych lasów znikają świerki, które potrzebują wilgoci w podłożu. Osłabione drzewa są atakowane przez korniki i masowo zamierają. Na ich miejsce pojawiają się gatunki bardziej ciepłolubne, liściaste. Od kilku lat na Podlasiu obserwowane są modliszki, owady wcześniej niespotykane, pełznące coraz bardziej na północ wraz z ocieplającym się klimatem. Jest ich tyle, że chyba każdy zdążył wrzucić na Facebooka zdjęcie z modliszką.
Zaczynamy sobie uświadamiać, że bagno jako bagno jest o wiele cenniejsze niż bagno jako pole. Nie wszyscy oczywiście, oj nie, na pewno nie ci, którzy chcą nadal bagna osuszać, rzeki prostować, wycinać drzewa na miedzach i w miastach, karczować łęgi, które w ich rozumieniu są jedynie nieużytkami, przeszkodą na drodze rozwoju gospodarczego, żeglugi śródlądowej i deweloperki na terenach zalewowych. A potem albo susza, albo powodzie po byle burzy, a w Białymstoku potop na ulicy Lipowej. Płacz i zgrzytanie zębów.
Bagna, torfowiska, drzewa, łęgi, zakrzaczenia stanowią regulator klimatu i gospodarki wodnej. W czasie deszczu wchłaniają wodę jak gąbka, którą w czasie suszy stopniowo oddają otoczeniu. Czy żaba jest ważniejsza niż człowiek, a bagno niż PKB? – pytają zwolennicy metod holenderskich. To pytanie jest źle postawione. Żaba, bagno i dobrostan człowieka, w tym także kasy państwowej, są ze sobą ściśle powiązane milionem różnorodnych zależności, z których dopiero teraz zaczynamy zdawać sobie sprawę. To teraz będziemy rekultywować bagna! – krzyczymy. Cudownie, ale to nie takie proste. Może lepiej zawczasu nie psuć?
Klimatolodzy przestrzegają, że jeśli nic nie zrobimy w sprawie klimatu, za kilkadziesiąt lat będziemy mieli u nas Grecję, a w Grecji będzie pustynia. Drzewa oliwne i wino zamiast czarnej olchy i bimbru? Czy ci nie będzie żal, Podlaszuku? Czy zatęsknisz kiedyś za błotem?
Ewa Zwierzyńska