
16 października prezydent Karol Nawrocki zawetował nowelizację ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, nie zgadzając się, by język wilamowski oficjalnie został drugim obok kaszubskiego językiem regionalnym w Polsce. Chodzi o mowę małej społeczności miasteczka Wilamowice w powiecie Bielsko-Biała na Śląsku. To zaledwie około sześćdziesięciu mieszkających tam osób – potomków osadników z XIII wieku – którzy zachowali swój odrębny język aż do czasów współczesnych.
Uzasadnienie prezydenckiego weta zajęło aż siedemnaście stron. Powołano się w nim na niejednomyślność językoznawców. Jedni twierdzą, że autochtoniczny język lokalny w miasteczku Wilamowice jest odrębnym językiem, natomiast inni przypisują go do zachodniej grupy języków germańskich.
Dlatego prezydent Nawrocki poddał w wątpliwość, że „proponowana regulacja została oparta na przesłankach merytorycznych, a nie wyłącznie na przesłankach natury symbolicznej lub politycznej”. Wskazał, że „wymagana jest obiektywna weryfikacja w oparciu o dane naukowe” i skierował wniosek o ponowne rozpatrzenie nowelizacji ustawy przez Sejm.
Czy parlamentarzyści znajdą nową, lepiej przekonywującą argumentację? Zdaniem użytkowników i pasjonatów tego bardzo rzadkiego, zagrożonego wymarciem języka, prezydenckie weto to decyzja polityczna. Bo wynika z nastawienia środowiska, z którym Karol Nawrocki jest ściśle związany – sprzeciwiającego się uznaniu za oficjalny języka śląskiego. Zalegalizowanie wilamowskiego z tego samego regionu mogłoby otworzyć ku temu furtkę.
Jego użytkownicy są mocno zdeterminowani w staraniach o nadanie swej mowie statusu języka regionalnego. Mówią, że im smutno, że państwo polskie nie chce ich uznać, ale nadal w Wilamowicach będą uczyć tego języka i go propagować, by zachować swoją tożsamość. I walczyć o swoje. Podkreślają, że język wilamowski w miasteczku słychać. Po wilamowsku można porozmawiać w sklepie, w języku tym powstają książki, spektakle i piosenki.
Bardzo szczytna inicjatywa tej malutkiej społeczności dobitnie pokazuje też, że domaganie się nadania oficjalnego statusu językowi podlaskiemu, który ma zasięg o wiele szerszy, w obecnych realiach politycznych byłoby bez szans na powodzenie. Zresztą nikt też do tego się nie kwapi. Nawet gorący orędownik i propagator języka podlaskiego Jan Maksymiuk z Pragi. Ale na Fb napisał:
(…) Spędziłem dwa dni w Wilamowicach pod koniec września. Poznałem kilku wspaniałych i zdeterminowanych wilamowian, krzątających się od lat przy swoim mikrojęzyku i robiących wszystko możliwe i niemożliwe, by ten język przetrwał i się rozwinął. Nie mam wątpliwości, że na końcu drogi czeka ich sukces, choć sama droga może być dłuższa i bardziej wyboista niż początkowo zakładano.











