1 listopada, kiedy w Kościele katolickim przypada dzień Wszystkich Świętych, czyli wspominania zmarłych, groby najbliższych odwiedzają też prawosławni. U nas na Podlasiu to stosunkowo młoda tradycja.
Jeszcze trzydzieści lat temu widok zapalanych tego dnia zniczy na cmentarzach prawosławnych budził pewną obojętność, a nawet zdziwienie. Bowiem od wieków zgodnie z ludową tradycją i kanonami Cerkwi do tak podniosłego wspominania zmarłych i modlitwy za ich dusze są wyznaczone inne dni w kalendarzu. Przede wszystkim Prowady tydzień po Wielkanocy.
Kiedy ludność prawosławna gremialnie przeniosła się do miast, wzorem katolików również zaczęła odwiedzać groby 1 listopada, korzystając że to dzień wolny od pracy. Najpierw na miejskich cmentarzach, a z czasem i na wiejskich, przyjeżdżając tam ze zniczami i chryzantemami.

Fot. Jerzy Sulżyk, Jerzy Chmielewski
To wyraz postępującej asymilacji i konformizmu polonizującej się mniejszości, by się nie wyróżniać i podporządkować zwyczajom katolickiej większości. Zadziałała wrodzona cecha białoruskiego charakteru, ukształtowanego przez historyczny los naszego narodu. Przyczyn jest więcej, w tym psychologiczna presja ze strony większości i wyzwania zmieniającego się świata.
Prawosławni duchowni zaakceptowali zadomowiony nowy prawosławny obyczaj. 1 listopada wraz z wiernymi modlą się za dusze zmarłych i święcą groby. Zwyczaj ten nie stoi bowiem w sprzeczności z żadnymi cerkiewnymi kanonami i zaleceniami w myśl zasady, że każdy czas jest dobry na taką modlitwę. Mimo wszystko to złamanie tradycji – ludowej i kulturowej.
Nie przyjął się natomiast inny zwyczaj, od niedawna praktykowany w niektórych prawosławnych parafiach. To tzw. „pierwsza spowiedź”, swą otoczką – białe sukieneczki dziewczynek i garniturki chłopczyków – nawiązująca do katolickiej Pierwszej Komunii. W tym przypadku różnice obyczajowe i kulturowe okazały się jeszcze zbyt wielkie.
Wspominanie zmarłych w obu kulturach jest natomiast do siebie podobne. Warto jeszcze zaznaczyć, że we współczesnym społeczeństwie zmienił się też – i to bez względu na wyznanie – sam stosunek do śmierci. Nawet odejście najbliższych przeżywamy inaczej niż nasi przodkowie, już nie tak emocjonalnie. Pochówek szybko i sprawnie organizuje zakład pogrzebowy, a poczęstunek na stypie lokal gastronomiczny. Dawniej, jeszcze 30–40 lat temu, wszystko to spoczywało na barkach rodziny i sąsiadów zmarłego.
W kulturze ludowej Białorusinów był cały szereg obrzędów, wierzeń i legend, związanych ze śmiercią i pogrzebem. Większość zostało dawno zapomniana, ale etnografowie zdążyli je zapisać. Warto sięgnąć do tych obszernych niezwykłych zapisów (niektóre są dostępne w Internecie), by przekonać się jak bogata i uduchowiona była to tradycja, nawiązująca często do wierzeń i zwyczajów pogańskich.
Emocjonujące było zwłaszcza lamentowanie po zmarłych. Przypominało to czasem wyreżyserowany spektakl, szczególnie z udziałem wynajętych „zawodowych” płaczek, wyspecjalizowanych w doborze przejmujących słów, porównań, czy przenośni. Bliskim też nie wypadało nad trumną nie zanieść się płaczem, choć czasem udawanym.
Tak przejmujących obrazków na dzisiejszych pogrzebach prawie już nie ma. Duchowni, odprowadzając zmarłego w „lepszy świat”, jego bliskich pocieszają, że nowo predstawlennyj przechodzi do życia wiecznego. Tyle, że jak tu dzieciom nie zapłakać po ojcu czy matce, bo:
Chto nam budzie pamahaci?
Chto budzie u biadzie ratawaci?..
Pogrzeby choć dziś nie mają już tak bogatej otoczki jak dawniej, wciąż cechuje ściśle określony rytuał, ukształtowany przez dogmaty religijne i lokalną tradycję ludową. Tyle, że nie jest to ściśle przestrzegane, bo nie ma szczegółowych „instrukcji” i wszystko opiera się o zanikający przekaz mówiony. W dodatku nie jednolity.
Uświadomił to sobie Anatol Choruży, który blisko czterdzieści lat prowadzi w Gródku zakład pogrzebowy. Gdy przy organizacji pochówków zetknął się z różorodnymi praktykami i zwyczajami, postanowił bliżej poznać obowiązujące zasady. Szczególnie odnośnie różnic w pogrzebach katolickich i prawosławnych.
U katolików chociażby w trumnie dłonie zmarłego kładzie się prawa na lewej na brzuchu, natomiast prawosławnemu ręce krzyżuje się – również prawa na lewej – na klatce piersiowej. Zasadę tę potwierdzają też archeologiczne wykopaliska na dawnych cmentarzach, jak to miało miejsce latem br. w Szudziałowie i Orli (patrz artykuł w wrześniowym numerze „Czasopisu”).
Przestrzega się też zasady, choć nie wszędzie, że w mogile trumnę ze zmarłym kładzie się na linii wschód – zachód. U prawosławnych głową na zachód i nogami do krzyża (tablicy nagrobkowej), u katolików odwrotnie. Prawosławni chłopi czy to na poważnie, czy z lekkim uśmiechem na swój sposób tłumaczyli czasem, że zmarłego należy tak położyć, aby w dniu sądu ostatecznego mógł rękami uchwycić się krzyża, by bez problemu powstać z grobu…
Aby upewnić się jak jest prawidłowo, pan Anatol poleciał nawet do Ziemi Świętej, i przyjrzeć się orientacji Grobu Pańskiego. Jego zdaniem prawosławie w tym względzie trzyma się właściwej zasady, ale chowając katolików niczego zbytnio nie narzuca, gdyż inny zwyczaj też może z czegoś wynikać.
Pan Anatol, prowadząc zakład pogrzebowy, na ogół jest dość liberalny w podejściu do niektórych zagadnień. Nie widzi chociażby nic złego w tym, że do trumny ktoś wrzuca nieboszczykowi pieniądze. Nie protestował też, gdy jakiś czas temu zmarłemu, który był nałogowym palaczem i często pił alkohol, jego matka włożyła paczkę papierosów i butelkę wódki. Jak widać taki zwyczaj, z czasów jeszcze pogańskich, niekiedy nadal jest kultywowany. Żeby było ciekawiej, córka zmarłego, którego po śmierci w ten sposób matka obdarowała, jest prawosławną mniszką.
Mówiąc natomiast o zmianach, jakie zaszły na naszych cmentarzach prawosławnych, nie sposób nie zauważyć, że napisy na pomnikach przeważnie są już w języku polskim. Cyrylicę (język rosyjski lub staro-cerkiewno-słowiański) ujrzeć można tylko na dawniejszych grobach. Napisy po białorusku zdarzają się niezwykle rzadko.
Na wiejskim cmentarzu prawosławnym koło Bielska Podlaskiego kilka lat temu postawiono nawet pomnik z napisami po… angielsku. Podobno dlatego, aby mieszkający w Belgii wnukowie bez problemu mogli odczytać imiona swych dziadków i pradziadków. Pomnik ten wygląda tam jak dziwoląg nie z tego świata. Ci co go postawili może mieli i dobre intencje. Nie wzięli jednak pod uwagę, że wnukowie nie mieliby żadnego problemu w odczytaniu napisów, gdyby były po polsku, a nawet w cyrylicy. Wystarczyłby do tego zwykły translator po zaimportowaniu obrazu z pomnika do telefonu komórkowego. Współczesna młodzież jest w tym doskonale zorientowana.
Jeśli zaś chodzi o nowy zwyczaj odwiedzania grobów przez prawosławnych 1 listopada w święto katolickie, to białoruskiej tradycji nie jest on całkiem obcy. Nasi przodkowie niegdyś o tej porze celebrowali obrzęd Dziadów, związany z kultem zmarłych. Porę wybrali nieprzypadkowo. Przed zimą zamierała akurat przyroda – ale nie na zawsze – by wiosną znów się odrodzić. Wierzono zatem, że zmarli dziadowie, a dokładniej ich duchy, również wciąż żyją. Dlatego zapraszano ich w gościnę, błagano o przychylność. Wiosną poczęstunek zanoszono także na groby.
Pogański obrzęd Dziadów najdłużej przetrwał na pograniczu polsko-białorusko-litewskim. Opisał go wieszcz Adam Mickiewicz w drugiej części swego cyklu dramatów romantycznych „Dziady”.
Odwiedzając cmentarze 1 listopada, warto zatem pamiętać, że taką porę na wspominanie bliskich mieli jeszcze nasi dalecy białoruscy przodkowie.
Jerzy Chmielewski










