17 kwietnia w Mińsku po spotkaniu z premierem Pakistanu Shahbazem Sharifem Aleksander Łukaszenka powiedział dziennikarzom, że Białoruś gotowa jest przyjąć 100-150 tys. obywateli tego południowoazjatyckiego kraju. – Przyjeżdżajcie z rodzinami – miał ich zachęcać. – Uzgodniliśmy z moim przyjacielem, premierem Pakistanu, że wkrótce zostaną do nas skierowani specjaliści z różnych branż.
W ten sposób Łukaszenka chce niwelować problemy gospodarcze i demograficzne, które dotykają obecnie Białoruś. Liczba 150 tysięcy nowych obywateli robi wrażenie. To tak, jakby na mapie Białorusi powstało nowe średniej wielkości miasto mniej więcej takie jak Borysów czy nieco większe Baranowicze.
Niecodzienna propozycja Łukaszenki oznacza, że w Białorusi brakuje rąk do pracy. Mówi on o specjalistach różnych branż, których zamierza sprowadzić z Pakistanu. Zatem chodzi nie tyle o zwykłych robotników w fabrykach lub na budowach, ale o wysokokwalifikowanych pracowników. A tacy właśnie w większości masowo opuścili kraj po 2020 roku. Łukaszenka w atmosferze strachu i terroru zmusił do wyjazdu za granicę co najmniej 600 tys. Białorusinów. To znaczny uszczerbek na rynku pracy, zwłaszcza że ubyło przeważnie specjalistów różnorakich dziedzin.
Paweł Łatuszka w rozmowie z dziennikiem „Fakt” zwrócił uwagę, że sprowadzenie rzeszy Pakistańczyków może być szerszą operacją specjalną uzgodnioną z Moskwą. W Białorusi mogą oni wprawdzie liczyć na wyższe zarobki niż u siebie, ale nie takie jak w krajach Unii Europejskiej. Dlatego kusić ich będzie, by tam docelowo się przedostać. Łatuszka uważa, że taki właśnie cel ma Łukaszenka. Aby kontynuować wojnę hybrydową z Polską i UE, wykorzystując ich jako kolejną falę nielegalnych migrantów, napierających na granice, bronione przed nimi przez polską Straż Graniczną wraz wojskiem.
Wśród osób podejmujących próby nielegalnego przedostania się z Białorusi na terytorium Polski są również obywatele Pakistanu. Chociażby 14 kwietnia ujawniono to na odcinku ochranianym przez palcówki Straży Granicznej w Lipsku i Michałowie.