Pa prostu / Па-просту

  • Nimiecki „palicjant” z Plantaŭ (1)

    Z cyklu "Płacz zvanoŭ" (Cz. 26)

    Pra nimieckich palicjantaŭ z hetaj wioski (u papierach Nowaj Świdziłaŭki), szto sześć wiorst na pałudniowy zachad ad Krynak, ja ŭże pisaŭ. Zaraz jak nastali hitleraŭcy, u aŭguście 1941 r. kala dwaccaci maładych mużczyn – katolikaŭ z Planataŭ, Guraniaŭ, Barsukowiny i Padlipak pryjszli na pastarunak nimieckaj…ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Po pudlaśki / По-пудляські

  • Hapčyna vnučka

    Siête stałosie v marciovi.

    Porankami šče trochi moroziło, ale dniom sonečko dobre hrêło, sniêh davno rozstav napreč. Posliêdnich para dion pohoda była vže vesnianaja.Agata šparko išła z dočkoju na prystanok, vony vybralisie do Biłostoku do dochtora. Marjola raz-po-raz pudbihała, starajučysie pospiêti za materoju, a siête ne było takoje proste…. ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

RSS і Facebook

Kaliś pisali

61-dniowa głodówka Korankoszwilli

Z cyklu "Sołowki – wyspa tortur i śmierci" (Wspomnienia z katorgi sowieckiej, cz. 17)

Jak i inni Gruzini odmówił pójścia na roboty, a gdy zagrożono mu represjami, rzucił w twarz bolszewikom, że są gnębicielami i katami jego ojczyzny i rozpoczął głodówkę.

Akt demonstracji rozpoczął w Sawatjewo, skąd po kilku dniach został przewieziony na Siekirkę. Tu przemocą starano się zmusić go do uległości, trzymał się jednak mocno i żadne groźby i znęcania nie potrafiły go złamać. Gdy podawano pokarm, ciskał misą o podłogę, a gdy zjawiał się lekarz, by go zbadać, walił w niego wszystkim, co miał pod ręką. Tak samo traktował administrację, która nie mogła sobie z nim poradzić. Wreszcie opuściły go siły i leżał nieruchomo na swej pryczy milczący i ponury, tylko oczy świeciły w zapadłych dołach niby dwa rozżarzone węgle.

Po kilkunastu dniach rozpoczęto karmić go sztucznie per rectum – wszystko jednak wyrzucał z powrotem, a gdy zastosowano karmienie przez usta, wpychał palec do gardła i wymiotował.

Po upływie 50-ciu dni osłabł do tego stopnia, że nie mógł już się ruszyć. Sądzono, że dłużej nie wytrzyma i zaproponowano mu pokarm. Korankozaszwilli wysłuchał propozycji, spojrzał na jadło i – splunął w twarz naczelnikowi oddziału.

Z pięknego, silnego jak dąb mężczyzny pozostał tylko żółtą skórą pociągnięty szkielet. Pomimo strasznych boleści, które go męczyły, z ust nie wydobył się ani jeden jęk, leżał cichy i spokojny, i tylko mocno zaciśnięte zęby wskazywały, że walczy ze sobą.

Wobec tak silnej woli władze więzienne były bezradne, a gdy ni prośby ni groźby nie pomogły, zaczęto go w bezsilnej złości łajać najobrzydliwszymi „sołdackimi” wyrazami.

– Nie ruszajcie, dranie, mojej matki, bo ona dawno już w grobie. Dusza moja należy do Boga, serce do Ojczyzny, a wątłe moje ciało możecie nawet wy zeżreć, jeżeli żałujecie go robakom.

Takie były jego ostatnie słowa, rzucone na łajania dozorcom, bowiem wkrótce zamilkł na wieki. Sześćdziesiątego drugiego dnia od chwili rozpoczęcia głodówki zmarł, prawie do końca życia nie tracąc przytomności. Był to czyn, jakiego chyba żadne więzienie świata nie zna.

Sołowki – wyspa tortur i śmierci. Foto Wikipedia
Sołowki – wyspa tortur i śmierci. Foto Wikipedia

Gdy zmarł, przyjaciele zwrócili się do władz z prośbą o wydanie ciała, by je przynajmniej przyzwoicie pogrzebać – spotkali się jednak z kategoryczną odmową. Próba wykradzenia zwłok też się nie udała. Zakopano w jakiejś jamie i gdzie leży nikt nie wie.

Przebieg głodówki Korankozaszwilli znam bardzo dokładnie, gdyż pracowałem podówczas w szpitalu jako felczer. Widziałem jak go sztucznie karmiono i jak wszelkimi sposobami starano się go złamać. W ostatnich dniach jego życia sporządzono nawet odpowiedni protokół, czego z żadnym głodującym nigdy nie robiono. Akt zgonu Korankozaszwilli podpisali naczelny lekarz szpitala Feldman, dr. Winogradow, dyżurny w szpitalu felczer Pienin i przedstawiciel administracji więzienia.

Drugiej podobnej głodowej demonstracji dokonał, również Gruzin, Kardau. Głodował 47 dni, lecz w końcu załamał się i przyjął pokarm. Nic nie uzyskał, a stracił obie nogi, które wkrótce potem sparaliżowało.

 

Przed zimą

Krótkie lato podbiegunowe miało się ku końcowi. Zbliżała się jesień i zima, a wraz z nimi straszne prace leśne, na samo wspomnienie których blady strach wstrząsał ciałem każdego więźnia. Najpoważniejsze niebezpieczeństwo groziło przede wszystkim tym, którzy byli jeszcze dość silni fizycznie, aczkolwiek brano często i takich, którzy ledwo nogami włóczyli. Muszę zaznaczyć, że każdy więzień zanim został przydzielony do grupy robotniczej, był badany przez komisję lekarską, ale robiono to tylko dla pozoru, bowiem sterroryzowani lekarze wydawali zawsze takie opinie, jakie dyktowały władze więzienne. Tu lekarz nie był troskliwym opiekunem zdrowia człowieka, tylko manekinem, robiącym to, co mu z góry kazano.

Na „komisji lekarskiej” otrzymałem kwalifikację jako zupełnie zdrów fizycznie, zdolny do najcięższych prac i zaliczony zostałem do t. zw. IV kategorii. Oczywiście ta grupa była najliczniejsza. Do III kategorii – zdolnych do lżejszych prac i II-giej zdolnych do prac lekkich bez ruchu zaliczono tylko nieznaczny odsetek.

Wobec takiej sytuacji postanowiłem za wszelką cenę dostać się do jakiegoś zakładu, by mieć pracę stałą zwalniającą od robót leśnych, bowiem wiedziałem dobrze, że albo czeka tam mnie śmierć, albo, co gorsza, kalectwo. Pewne szanse w tym kierunku miałem bo – byłem studentem medycyny, a w szpitalu pomimo iż inteligencji tu nie brakło, brak było medyków. Nie omyliłem się: dzięki wstawiennictwu d-ra Łapina zostałem przyjęty jako felczer. Kamień z serca spadł. Wraz ze mną przyjęto do szpitala i d-rów D. Winogradowa i S. Wysockiego.

Sukces nasz był nie lada, bo: uchroniliśmy się od prac leśnych (czym one są dla więźniów, nieco później opiszę), mieliśmy zapewnione nieco lepsze mieszkanie i powiększoną rację żywnościową (trudowoj pajok), a nawet stałe przepustki za mury Kremla. Wprawdzie, pomimo przeludnienia, nie było w barakach sołowieckich tak ciasno jak w Kiemi i na podłodze nikt nie sypiał, niemniej jednak warunki higieniczno- sanitarne były okropne.

Za moich czasów było w Sołowkach 16 kompanii (rot). W każdej z nich mieszkali więźniowie zatrudnieni w jednym i tym samym miejscu przy tej samej pracy. Najlepsze pod względem sanitarnym były kompanie 1, 2, 4, 5, 6, 9 i 10. W szóstej mieszkali czyściciele sal, ustępów, śmietnisk i t.p. przeważnie osoby duchowne (księża, popi, rabin); w dziewiątej mieszkali kanceliści. Najgorszą kompanią była jedenasta t. zw. kompania ujemnego elementu (rota otricatielnago elemienta), składająca się przeważnie z kryminalistów.

Najliczniejszą i najstraszniejszą kompanią, do której każdy z nas mógł łatwo trafić, ale przed którą bronił się jeszcze i ten który konał – była kompania siedemnasta. Tak nazywaliśmy tu – mogiłki.

(D. c. n.)

Franciszek Pietkiewicz

„Kurier Wileński” nr 24 (2266), 30 stycznia 1932 r.

Пакінуць адказ

Ваш адрас электроннай пошты не будзе апублікаваны. Неабходныя палі пазначаны як *

Календарыюм

Гадоў таму

  • у ліпені-жніўні

    – у ліпені 1000 г. памерла князёўна полацкая, вялікая княгіня кіеўская Рагнеда. Разам з сынам Ізяславам адрадзіла беларускую, крывіцкую дзяржаву – Полацкае Княства. Першая ігуменьня ў Беларусі, у манастве – Анастасія. – 13 ліпеня 1260 г. войскі старабеларускай дзяржавы – …ЧЫТАЦЬ ДАЛЕЙ / CZYTAJ DALEJ

Календарыюм / Kalendarium

Сёньня

  • (100) – 19.08.1925 г. у Вільні выйшаў з друку першы нумар газэты „Жыцьцё Беларуса” (выдавана 3 разы ў тыдзень) рэдагаванай Я. Туркевічам. Зьвязана яна была зь Беларускай Сялянска-Работніцкай Грамадой. Апошні нумар у выніку рэпрэсіі ўладаў быў выдадзены 12.11.1925 г.
  • (82) – 19.08.1943 г. у лагеры на Поўначы памёр Іосіф Воўк-Левановіч, беларускі мовазнавец (нар. 6.11.1891 г. на хутары Лявонаўка каля Асіповіч). У 1923 г. закончыў Петраградзкі унівэрсытэт, з 1924 г. працаваў у БДУ, з 1927 г. быў навуковым сакратаром Камісіі па ўкладаньню гістарычнага слоўніка беларускай мовы Інбелкульта. У 1930 г. вымушаны выехаць у Саратаў, дзе працаваў ва ўнівэрсытэце і пэдінстытуце, з 1934 г. – у Арэнбургскім пэдінстытуце. 17.09.1937 г. беспадстаўна арыштаваны і асуджаны. Аўтар шматлікіх прац па гісторыі і дыялекталёгіі беларускай мовы, м.ін. „Лекцыяў па гісторыі беларускай мовы. Уступ і фанэтыка” (1927).

Новы нумар / Novy numer

Папярэднія нумары

Усе правы абаронены; 2025 Czasopis
Social Media Auto Publish Powered By : XYZScripts.com